– Znajdą się szkoły, w których za całe wyposażenie klasy będą musiały wystarczyć stoliki, jakaś poduszka rzucona na podłogę i pudełko kredek. W takiej sali trudno mówić o nauce najmłodszych przez zabawę – uważa prof. Danuta Waloszek z Akademii Pedagogicznej w Krakowie.
Jej zdaniem Ministerstwo Edukacji, które chce od 2009 r. posłać sześciolatki do szkół, powinno w akcie prawnym określić, jak ma wyglądać minimalne wyposażenie klas dla maluchów. Takie, które zapewni realizowanie podstawy programowej przygotowanej przez MEN dla sześciolatków.
A minister Katarzyna Hall chce, by nauka w pierwszej klasie przypominała edukację przedszkolną. Tak jest w Niemczech, gdzie sześciolatki już chodzą do szkół.
– Pierwsze dwie klasy szkół podstawowych to jakby przedłużenie przedszkola – przyznaje Brigitte Meier z władz szkolnych w Berlinie. Nie ma mowy o żadnej poważnej dyscyplinie czy ciągłym siedzeniu w ławkach. Zajęcia odbywają się często w grupach, na dywanie w otoczeniu zabawek, gier, puzzli i innych pomocy.
Minister Hall chce, by sale w szkołach były podzielone na dwie części: z ławkami i rekreacyjną z dywanem. W poradniku o reformie dla dyrektorów podstawówek szefowa resortu napisała, że „pożądane jest także dodatkowe wyposażenie w: sprzęt audiowizualny, komputer z dostępem do Internetu, projektor, mapy, gry i zabawki dydaktyczne, tematyczne kąciki zabaw, biblioteczkę”.