Dziś kolejny odcinek naszej prezentacji kandydatów z pierwszych miejsc na listach do Parlamentu Europejskiego.
Wczoraj przedstawiliśmy „jedynki” dużych ugrupowań, które cieszą się, według sondaży, większym poparciem. Dziś ci, którzy mogą liczyć na 1 – 3 procent głosów.
Nie oznacza to jednak, że mają mniej energii do prowadzenia kampanii. Przekonują, że choć w mediach i telewizji jej nie widać (oprócz sztampowych spotów), to kandydaci Samoobrony, Prawicy RP czy UPR spotykają się z wyborcami i namawiają do głosowania 7 czerwca.
Niestety, według badań, frekwencja w niedzielę nawet w Warszawie ma być niewielka i nie przekroczy 30 procent.
– Jaka frekwencja, taka kampania – podsumowuje niemrawą walkę kandydatów politolog Bartłomiej Biskup. W stolicy najbardziej widoczne są plakaty liderów list i to tylko tych największych ugrupowań. – W Warszawie walka toczy się tylko o pięć mandatów, bój rozegra się między PO, PiS i SLD. Po co więc wydawać pieniądze na drogie billboardy – ocenia jeden z członków sztabu UPR. Unia skupia się więc na promocji programu partii, nie nazwisk.