[b]RZ: Dostał pan kiedyś parasolką od starszej pani za to, co pan sprzedaje? Albo porządny opieprz od mamy z dziećmi?[/b]
[b]dystrybutor dopalaczy działający w północnej Polsce:[/b] Nie, aż tak to nie. Zwykle ludzie nam niechętni przyglądają się, kręcą głowami, mruczą coś pod nosem i odchodzą. Nie wykluczam, że dzwonią potem na policję, bo ta często nas gnębi. Ale tak, żeby była awantura czy bójka, to nie. Najczęściej reakcją jest zdziwienie i ciekawość. Bo nasz towar budzi zaciekawienie.
[b]Moje też, stąd pytanie: czy według pana towar, który pan sprzedaje, to narkotyki czy nie?[/b]
Hm... (długa pauza) No chyba nie. Na pewno nie. Według mnie nie... (znów pauza) Ale, przyznam szczerze, tyle czasu i zaangażowania wkładamy w projekt, że połowy produktów znajdujących się w obrocie nawet nie widziałem.
[b]I pewnie pan nawet swojego towaru nie próbował?[/b]