Pożegnali się ładnie, jednym z najlepszych meczów na mistrzostwach. Prowadzili od 10. minuty, mieli kolejne okazje, wyrównującego gola stracili ze spalonego, a druga bramka dla rywali spadła na nich, gdy wydawało się, że to oni strzelą zwycięskiego gola.
Mieli przewagę, ale Duńczycy mieli Dennisa Rommedahla, jednego z ostatnich skrzydłowych w starym stylu. Kiedyś kozła ofiarnego reprezentacji, dziś przepraszanego w duńskich gazetach i noszonego na rękach. Jego asysta przy pierwszym golu Nicklasa Bendtnera i bramka na 2:1 zabrały Kamerunowi szanse awansu do drugiej rundy.
Szatnię Kamerunu zawsze w decydujących chwilach rozsadzają wewnętrzne spory. Ale czar mistrzostw 1990 roku, bramek Rogera Milli i jego tańców przy chorągiewce jest silniejszy. Od tamtego mundialu kameruński futbol wzbogacił się o kilka dobrych kontraktów reklamowych z firmami, które chcą się podpisać pod sloganem o “Nieposkromionych Lwach”, piłkarze mają otwarte drzwi w wielkich europejskich klubach, ale reprezentacja stoi w miejscu, nie licząc olimpijskiego złota 2000 roku. Wygrała też dwa razy Puchar Narodów Afryki, ale to udawało jej się już w latach 80.
Na mundialu 2010 Kameruńczycy kłócili się o wszystko. Prasa atakowała trenera Paula Le Guena, a piłkarze nie stanęli w jego obronie. Samuel Eto’o, kapitan, nie zrobił tego, bo nie chciał grać na skrzydle, gdzie go widział Le Guen. Rigobert Song i jego kuzyn Alexandre Song – bo uważają, że Eto’o i jego sojusznicy są faworyzowani przez trenera.
Le Guen, wiedząc, że i tak odchodzi po mundialu, po przegranym pierwszym meczu z Japonią machnął ręką na wszystko. Nie przyszedł na spotkanie z dziennikarzami, skład ustalił tak, żeby starszyzna drużyny dostała, czego chciała. Eto’o wystawił w środku, i narzekający kapitan bramkę strzelił, ale tylko dlatego, że po błędzie duńskiej obrony piłkę dostał na tacy.