Jego podanie otworzyło drogę do bramki Fernando Torresowi w finale mistrzostw Europy dwa lata temu. To on podawał Carlesowi Puyolowi w półfinale mistrzostw świata z Niemcami.
30-letni dziś Xavi jako swoich idoli zawsze wymieniał Bernda Schustera i Pepa Guardiolę. Gdy ten drugi odchodził z Barcelony w 2000 roku, w klubie zdecydowano się nie kupować nikogo na jego miejsce, ale wreszcie dać prawdziwą szansę Xaviemu. Miał grać tak jak Guardiola, a zrewolucjonizował futbol. Wystarczy wąska szczelina między obrońcami, by podał w nią tak, że będzie za późno na interwencję. Repertuar jego zagrań jest taki, że nie można przewidzieć następnego ruchu.
Zadebiutował w Barcelonie w wieku 18 lat, szansę dał mu Louis van Gaal. Xavi już wtedy imponował spokojem, doskonale strzelał z rzutów wolnych. W linii pomocy schowany był jednak za tymi piłkarzami, którzy mieli kreować grę. On był od czarnej roboty.
Dopiero Frank Rijkaard przesunął go do przodu, dał do pomocy Andresa Iniestę i stworzył atak klonów, które zamęczą każdego przeciwnika, wymieniając podania i przyspieszając w najmniej spodziewanym momencie. Obaj nie lubią porównań do siebie, nie znoszą też porównań z Guardiolą. – Futbol to myślenie, gra, w której musisz się zastanowić, jak kopnąć piłkę, by twoja drużyna odniosła jak największą korzyść – mówi Xavi.
Mistrzem Hiszpanii był pięć razy, dwa razy wygrał Ligę Mistrzów. Jest spokojny, dla niektórych nudny, ale nie boi się mówić, co myśli. Kilka razy pakował zabawki i zapowiadał odejście z klubu, nie potrafiąc się dogadać z prezesami. Gdy był nastolatkiem, interesował się nim Milan, później pytały o niego Manchester United i Chelsea. Tyle że Xavi, tak jak cała jego rodzina, to cules – zagorzali kibice Barcelony. Jego ojciec przychodził nawet na treningi drużyny, zanim dostał się do niej Xavi. Przychodzi nadal.