Reklama

Dąbrowska o relacjach polsko-żydowskich

Relacje polsko-żydowskie używane są do robienia polityki w obu krajach.

Aktualizacja: 20.02.2019 16:26 Publikacja: 19.02.2019 17:57

Dąbrowska o relacjach polsko-żydowskich

Foto: shutterstock

To, z czym mamy do czynienia przy okazji kolejnych wypowiedzi o udziale Polaków w Zagładzie, nie jest kryzysem w relacjach polsko-izraelskich czy też polsko-żydowskich, tylko polityczną walką o pamięć i historię między rządzącymi w obu krajach prawicowymi partiami o zacięciu narodowym. Toczoną w rytm kampanii wyborczych.

Chodzi przecież o udowodnienie, który naród był dobry, a który nie. Żydzi niezależnie od swoich osobistych wyborów – chęci walki, oporu, przetrwania czy też kolaboracji np. w imię ochrony najbliższych, mieli z wyroku niemieckich nazistów zginąć wszyscy: zarówno bohaterowie z getta, jak i policjanci. Polacy mieli szansę przetrwać.

To wyjaśnia pełne rozpaczy i wciąż żywej tragedii nastawienie Żydów do przeszłości. I niepodważalny fundament polityki Izraela: pamięć o Zagładzie, konstytuująca także współcześnie cały naród. To jednak nie znaczy, że obecne deklaracje premiera Beniamina Netanjahu nie są dla izraelskiej polityki szkodliwe: dla doraźnych celów odcina się on bowiem od jednego z nielicznych sojuszników w Unii Europejskiej, którym (z przyczyn politycznych i miłości do USA) chciałby być rząd PiS.

Kiedy po 1989 roku można było już badać, bez nadzoru PRL, wszelkie zawirowania wspólnej polsko-żydowskiej historii, najpilniejsze wydawało się odkrycie jej najczarniejszych kart: takich jak kulisy pogromu kieleckiego czy mordu w Jedwabnem. Mówienie w latach 90. po raz pierwszy pełnym głosem o tym, że „sąsiedzi" w mgnieniu oka potrafili się stać oprawcami, było trudne, ale w pewien sposób ożywcze. Wiele środowisk w Izraelu i Stanach Zjednoczonych z nadzieją włączyło się w różne naukowe i cywilizacyjne projekty dotyczące odkłamywania historii i pokazywania bogactwa kulturowego i politycznego wspólnej historii. Ich najbardziej namacalnym i okazałym owocem jest Muzeum Żydów Polskich Polin.

Ale im więcej faktów z historii wychodziło na światło dzienne, im więcej książek powstawało poświęconych niechlubnej roli niektórych Polaków, w tym formacji wojskowych Podziemia w Zagładzie, tym bardziej rosła frustracja prawej strony. Zarówno część Kościoła katolickiego, jak i radykalnie prawicowych polityków i publicystów podnosiła larum, że to wizja zakłamana, i że przecież Polacy jako Sprawiedliwi wśród Narodów Świata najwięcej mają drzewek w Yad Vashem. Dalszych analiz tych bohaterskich postaw brakowało, bo zazwyczaj związane one były z organizacjami, które powstały z inspiracji polskich socjalistów i PPS, takich jak Rada Pomocy Żydom Żegota, której bohaterką była m.in. Irena Sendlerowa. Może to właśnie jest jednym z powodów, dla których wśród lewicowych środowisk żydowskich i izraelskich, pogrobowców Bundu, trudno było znaleźć ów zwalczany dziś przez PiS „antypolonizm". Być może innych Polaków spotykali na swojej drodze.

Reklama
Reklama

Tak jak Marek Edelman, członek Żydowskiej Organizacji Bojowej, ostatni przywódca powstania w getcie, a potem powstaniec warszawski, członek Armii Ludowej. Jego życiorys to zupełnie inny splot faktów niż los żołnierzy z oddziału Narodowej Organizacji Wojskowej (potem NSZ), który wymordował 40 Żydów zbiegłych z obozu na Lipowej w Lublinie. Uciekinierzy byli zresztą żołnierzami Wojska Polskiego. (Dariusz Libionka, NOW i NSZ wobec Żydów pod Kraśnikiem, Zagłada Żydów, Warszawa 2011).

To wszystko świadczy tylko o tym, że relacje obu narodów trzeba widzieć nie tylko w psychologicznym i etycznym kontekście, ale także (a obecnie może przede wszystkim) w politycznym. Jak bowiem inaczej zrozumieć kolejne zawirowanie wokół Muzeum Polin? Wicepremier Gliński nie sformułował przecież żadnych konkretnych zarzutów wobec dyrektora Dariusza Stoli, któremu nie przedłużył kontraktu. Tu chodzi o historyczną i polityczną linię placówki, symbolizowaną przez tytuł jednej z ważniejszych wystaw tam zorganizowanych: „Obcy w domu".

Największe nasilenie polsko-żydowskiego konfliktu przypada na czas rządów partii prawicowych w obu krajach. Kiedy podczas wizyty Władysława Bartoszewskiego w Knesecie, w 2000 r., Likud próbował prowokować naszego ministra spraw zagranicznych, ten wygłosił płomienne i szczere przemówienie o przyjaźni obu narodów. Oponenci zamilkli w ławach, a Bartoszewski pojechał, dzięki wsparciu izraelskiej Partii Pracy, do Strefy Gazy zaopatrzony w pomoc humanitarną dla Palestyńczyków.

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama