Rzeczpospolita: Czy jest panu przykro, że Bartosz Arłukowicz porzucił wasz klub i przeniósł się do rządu.
Marek Wikiński:
Tak, bo to ja osobiście przekonywałem przewodniczącego Grzegorza Napieralskiego, żeby Bartosz reprezentował nas w komisji do wyjaśnienia afery hazardowej. Przewodniczący chciał oddelegować tam Jolantę Szymanek-Deresz. Teraz Bartosz wszedł na nową drogę życia. Chciałbym, żeby to nie był krótki flirt, tylko małżeństwo z rozsądku na dobre i na złe. Bo może zostać wyciśnięty przez premiera Donalda Tuska jak cytryna i wyrzucony. Ale jest dorosłym mężczyzną, a nie małym chłopcem, więc wie co robi.
Nie po raz pierwszy Platforma przed wyborami wyciąga lewicy popularnych polityków.
To prawda 10 maja 2011 roku sezon transferowy został uroczyście otwarty. Współczuję tylko działaczom PO w Szczecinie, którzy ciężko pracują, a teraz pan i władca mówi: nie nadajecie się, liderem listy będzie nasza nowa gwiazda Bartosz Arłukowicz. Tak na marginesie jeszcze dwa dni temu nie uwierzyłbym, że Bartosz wejdzie do rządu na bieda-ministra, a dzisiaj nim został.