Z kolei wiceszef gabinetu prezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak ocenia, że taki jest efekt nowości. Ludzie się muszą oswoić z możliwościami.
– Jest pewna grupa aktywistów, która o nie walczyła i skorzysta z nowinek w pierwszej kolejności. A inni, przez lata przyzwyczajeni do tego, że nie ruszają się z domu, być może nadal uważają, że wybory nie są dla nich – zastanawia się Jarosław Jóźwiak.
– Staraliśmy się dotrzeć z informacją do wszystkich. Przygotowujemy w tej sprawie jeszcze list, który księża przeczytaliby wiernym w parafiach – zapowiada.
Część niepełnosprawnych pozostanie przy starych metodach. – Jest grupa osób, która jak w latach poprzednich spróbuje wymusić łamanie prawa – uważa dyrektor Jóźwiak.
To np. osoby na wózkach, które upierają się, by głosować tylko w komisji położonej najbliżej ich domu. Z przyzwyczajenia, bo przez lata akurat tu głosowali. – Inwalida podjeżdża pod wejście do lokalu wyborczego, w którym nie da się zlikwidować barier, i żąda wyniesienia mu na zewnątrz karty do głosowania. A tego urzędnikom robić nie wolno – wyjaśnia Jóźwiak. – Przez lata, gdy nie było innych możliwości, ktoś przymykał na to oko, a teraz, gdy odmawiają, robi się awantura.
Niepełnosprawni podkreślają jednak, że nowe formy głosowania to nie koniec ich problemów. Najlepszym wyjściem byłoby wprowadzenie głosowania internetowego. Na to jednak trzeba poczekać.