Czy Polska, organizator Euro 2012, jest w stanie podołać roli, jakiej się podjęła, i zapewnić bezpieczeństwo gościom imprezy? - takie pytania już pojawiają się na zagranicznych portalach. To efekt histerii, jaką w Polsce wywołały plany przemarszu rosyjskich kibiców przez Warszawę. Co prawda to marsz, jakich wiele - przed kilkoma dniami podobny w Poznaniu zorganizowali Chorwaci - ale wystarczyła wrzutka Aleksandra Szprygina, marginalnego kibica bliskiego Kremlowi, o uczczeniu „wielkiej Rosji" i sowieckich symbolach, jakie mieli nieść kibice, by wywołać burzę w polskich mediach i żywiołowe emocje części polityków.
Rosja prostą sztuczką socjo-techniczną już ugrała swoje. Łatwo będzie jej teraz sprzedać dyskredytujący nasz kraj przekaz o antyrosyjskiej fobii Polaków. - Rosjanie potrafią walczyć o swoje, wykorzystując do tego prowokacje. Niestety trzeba przyznać, że są w tym bardzo dobrzy - podkreśla politolog dr Jacek Kloczkowski. Ekspert zwraca uwagę, że Polacy ze względu na swoje doświadczenia historyczne są na takie prowokacje szczególnie podatni.
Widać to na przykładzie niedawnego przecieku do gazety „Moskowskije Nowosti", która w kwietniu poinformowała, że trybunał w Strasburgu uzna, iż Rosja nie ponosi winy za zbrodnię na Polakach w Katyniu. Informacja była nieprawdziwa, ale w Polsce wywołała olbrzymie emocje: komentował ją m. in. prezydent Bronisław Komorowski czy czołowi parlamentarzyści.
Rosjanie po emocje historyczne sięgają wyjątkowo chętnie: co jakiś czas prokremlowskie media negują ludobójstwo w Katyniu czy oskarżają Polaków o rzekome zbrodnie na bolszewikach w 1920 r. Tego rodzaju rosyjskie publikacje zawsze powodują napięcia we wzajemnych stosunkach i dzielą polskie społeczeństwo na zwaśnione obozy. Nie tylko w przypadku katastrofy smoleńskiej. Warto przypomnieć, że w 2008 r. „Rossijskaja Gazieta" poinformowała, iż polski Śląsk może pójść w ślady Kosowa i oddzielić się od Polski. Miało to nastąpić z inspiracji RAŚ. - To są dla nas bardzo ważne sprawy i Rosjanie doskonale to wiedzą. Ale dojrzali politycy nie powinni dawać się prowokować i reagować wyłącznie na zjawiska, które rzeczywiście godzą w suwerenność Polski czy nasz interes narodowy - komentuje dr Ireneusz Siudem, psycholog społeczny. A tego wśród polskiej elity właśnie brakuje. Gdy w styczniu 2011 r. rosyjski MAK ogłosił krzywdzący dla Polski raport oprzyczynach katastrofy smoleńskiej, zdecydowanej reakcji polskiego rządu prostującej fałszywe informacje długo nie było.
Emocje brały górę także przy okazji rosyjskich prowokacji gospodarczych. Zamiast szukać rozwiązań na forum Unii Europejskiej i naciskać na Moskwę z pomocą Brukseli, polski rząd z jednej strony był sparaliżowany przez strach, a z drugiej odgrażał się retorsjami. Tak było na przykład, gdy Rosjanie bez uzasadnionej przyczyny w 2011 r. wprowadzili embargo na eksport na teren Rosji naszych owoców i warzyw czy zakaz wjazdu polskich tirów.