Spędził pan w areszcie 48 godzin?
Trochę mniej, w różnych miejscach. Najpierw byłem w komisariacie w Markach, następnie zawieziono mnie na badania do szpitala. Z tymczasowego aresztu przy komendzie powiatowej w Wołominie dwukrotnie jeździłem na dodatkowe badania niezbędne przy postępowaniu kryminalnym. Jestem pełen szacunku dla wszystkich osób, z którymi zetknąłem się w tej trudnej i niekomfortowej sytuacji, bo nie odczułem, żeby ktokolwiek a priori uznał, że jestem zwierzęciem. Takie przeżycie uczy, jak być nastawionym do świata, poszczególnych jego elementów, policji, prokuratury czy panów, którzy pilnują zatrzymanych na dołku.
Prokuratura postawiła panu zarzut?
Nie jestem oskarżony, tylko posądzony. W środę zeznawałem w prokuraturze rejonowej w charakterze świadka. Po złożeniu bardzo szczegółowych zeznań, trwało to ze trzy godziny, wróciłem do domu. Sprawa nie jest zakończona, trwa proces badań laboratoryjnych, nie spodziewam się ich szybkiego zakończenia.
Niezależnie od wyniku sprawy, o nową pracę będzie teraz panu jeszcze trudniej.
Spodziewam się, że ani media, ani kluby, nie chciałyby takich sensacji wokół swoich pracowników. Na pewno nie ułatwi mi to życia. Wiedziałem, że będzie ciężko o nową pracę dającą profity, a do tego zachęcającą i rozwijającą. W tej chwili będzie jeszcze ciężej, ale tego co się stało, nie cofnę. Nawet gdybym mógł spokojnie podejść do wydarzenia, które sprowokowało tę sytuację, postąpiłbym tak samo. Nie zamierzam jednak wychodzić przed szereg, wywierać presji czy wypowiadać się w mediach przed zakończeniem sprawy.