Wszystkie stare domy (i parterowe i bogatsze piętrowe) mają starannie rzeźbione i malowane odrzwia, okiennice i krawędzie dachu. Ten ostatni uzupełniony jest na krawędziach „krenelażem" ułożonym z kostek lub plastrów suszonego nawozu bydlęcego (na opał) lub w zamożniejszych domach drewnem i chrustem. W narożnikach dachów stroszą się „wiechy" o religijnym przeznaczeniu, a całość uzupełniona jest flagami modlitewnymi. Często ukoronowaniem domostwa lub wejściowej bramy jest... czerwona chińska flaga z sierpem i młotem. Na podwórkach stoją kopcowe dymniki, w których żarzy się jałowiec, okadzając gospodarstwo i odstraszając złe moce.
Interaktywna mapa wyprawy
Wszystkich nie odstrasza, w miasteczkach główne uliczki przejmowane są przez imigrantów z Chin właściwych. Domy budują większe, w europejskim stylu, a ich przestronne partery przeznaczone na biznesy handlowe lub usługowe nie pozostawiają wątpliwości. Wkrótce „połkną" małe sklepiki i warsztaty Tybetańczyków. Zdarza się też, że Chińczykom Han nie chce się wciskać w uliczki domków i lepianek, ale np. kilometr dalej budują nową dzielnicę lub wręcz miasteczko, które szybko przejmuje rolę centrum. Zostaje tylko stara nazwa, uzupełniona angielskim przedrostkiem „New". Tybetańczykom przykleja się wzgardliwe „Old". Czy „Old" nabierze kiedyś wartości zabytkowej, czas pokaże. Ale biorąc pod uwagę dynamikę chińskiej gospodarki, zabytki też zostaną zbudowane od nowa.
Nie tylko my się na „tubylcze" obrazki gapimy, ale i gapią się wszyscy na nas. Fotografują komórkami nas i nasze pojazdy, dotykają... Wygląda na to, że jesteśmy nie lada atrakcją. Bywa to szczególnie uciążliwe dla naszych beniaminków. Dotknięcie blond dziecka przynosi chyba tutejszym kobietom szczęście, albo ma inne magiczne znaczenie.
Aaa... byłbym zapomniał! Dziś przekroczyliśmy Brahmaputrę, świętą rzekę Hindusów, która tutaj bierze swój początek, okrąża Himalaje od wschodu, by skierować się w stronę Gangesu i Oceanu Indyjskiego. Śpimy w hostelu przeznaczonym dla trekingowców himalajskich. Nie ma ani jednego, bo hostel podły, brudny, ale z oryginalną tybetańską kuchnią. Oryginalność polega na tym, że można w kuchni popatrzeć... jak to się robi. No i apetyt automatycznie mija bezpowrotnie...
Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.