Powinniśmy iść w dwóch kierunkach. Z jednej strony redukować podaż, czyli sklepy, niezależnie od tego, czy stacjonarne czy internetowe – tu główna rola należy się inspekcji sanitarnej, ale również policji, jeżeli te sklepy sprzedają substancje nielegalne. Z drugiej strony powinniśmy podejmować działania wobec potencjalnych kupców i tutaj ważne są działania profilaktyczne.
Najwyraźniej akcja z 2010 roku nie była aż tak skuteczna, jak się twierdzi, skoro nadal mamy z dopalaczami problem...
Jeżeli spojrzymy na wyniki badań, to używanie marihuany jest ponaddwukrotnie częstsze niż używanie dopalaczy. A gdyby nie zamknięcie sklepów, to używanie dopalaczy mogłoby być równie popularne. Poziom zatruć z powodu dopalaczy też jest o wiele mniejszy – pod koniec 2010 roku odnotowano 562 przypadki, a w całym 2012 roku o połowę mniej. Zmniejszyła się także liczba psychoz po dopalaczach.
Czy to znaczy, że po ograniczeniu sprzedaży dopalaczy wzrosło spożycie marihuany?
Tego nie powiedziałem. Świadczy to tylko o tym, że marihuana jest znacznie popularniejsza. Główną substancją sprzedawaną w sklepach z dopalaczami w 2010 roku były syntetyczne kannabinoidy, czyli syntetyczny odpowiednik marihuany (40 proc. zbadanych dopalaczy zawierało tę substancję). W 2013 roku co trzeci zbadany dopalacz to syntetyczny kannabinoid UR 144. Te substancje są tańsze od marihuany.
Walka z dopalaczami to jak walka z wiatrakami – wpisanie jednej substancji na listę produktów zakazanych powoduje pojawienie się kolejnej o podobnych właściwościach.