Mistrzowie świata obronę tytułu zaczynają w piątek – od meczu z Holandią, którą cztery lata temu pokonali w finale w RPA po bramce Andresa Iniesty w dogrywce. Holendrzy wyciągnęli wnioski z porażki i hiszpańskiej tiki-tace zamierzają tym razem przeciwstawić szczelniejszą defensywę złożoną z aż pięciu piłkarzy. Vicente del Bosque się tym nie martwi.
– Nie mam wątpliwości, że rywale sprawią nam wiele problemów, ale my nie jesteśmy talibami futbolu, przyzwyczajonymi do jednego stylu gry. Samo utrzymywanie się przy piłce punktów nie daje. Dlatego ciężko pracujemy nad tym, by grać agresywniej, wywierać na przeciwnikach większą presję. Do zwycięstw prowadzą różne drogi. Nie mamy magicznej formuły, która gwarantuje triumf, ale wiemy, jak wykorzystać potencjał naszych zawodników – opowiada selekcjoner reprezentacji Hiszpanii, który nie uważa swojego zespołu za faworyta, mimo że dwa lata temu zdobył z nim również mistrzostwo Europy.
– Mundial to zbyt duży turniej, by przypinać komuś taką etykietę. Nawet Brazylii. Oczywiście to świetna drużyna i zagra przed własną publicznością, ale będzie pod jeszcze większą presją niż podczas ubiegłorocznego Pucharu Konfederacji. My wierzymy, że podążamy we właściwym kierunku i nasza praca ponownie przyniesie efekty – tłumaczy del Bosque. W finale Pucharu Konfederacji jego piłkarze przegrali z canarinhos aż 0:3. – Zdajemy sobie sprawę, że brazylijscy kibice znów będą na nas gwizdać, by wyprowadzić nas z równowagi, ale nie odbieram tego jako brak szacunku, tylko uznanie naszej siły. Uważają nas za niebezpiecznego rywala, więc próbują pomóc swojemu zespołowi wszelkimi dostępnymi sposobami – mówi trener Hiszpanów.