W Donbasie znów zrobiło się gorąco. Sztab ukraińskich sił zbrojnych podaje, że tylko w miniony weekend prorosyjscy separatyści ostrzelali ich pozycje ponad 150 razy. W wyniku tych ostrzałów zginęło co najmniej trzech ukraińskich żołnierzy, a 20 zostało rannych.
Od kilku dni na całej linii frontu nie przestaje grzmieć artyleria, zarówno Donieck, jak i Kijów oskarżają się o zerwanie porozumień mińskich. Z kolei ukraińskie media alarmują, że tak intensywnych działań wojennych na wschodzie Ukrainy nie było od kilku miesięcy.
– Dziś do Donbasu powraca wojna, z którą mieliśmy do czynienia kilka miesięcy temu. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dniach możemy się spodziewać ofensywy rosyjskich sił – mówi „Rz" kpt. Aleksej Arestowycz, znany ukraiński analityk wojskowy. – Obecnie Rosjanie skoncentrowali w Donbasie największe siły od początku tego konfliktu – konkluduje.
Jak twierdzi, ostrzeliwując pozycje kontrolowane przez Kijów, Rosjanie sprawdzają gotowość bojową ukraińskich jednostek, by później wyruszyć z większą ofensywą. – W pierwszych szeregach puszczą separatystów, a po krwawych walkach Rosjanie wkroczą z tak zwaną misją pokojową – przekonuje.
Swoją drogą separatyści twierdzą, że to właśnie ze strony Kijowa padły pierwsze strzały, które spowodowały eskalację tego konfliktu.
– Ukraińskie władze zignorowały porozumienia mińskie i ponownie ściągnęły do naszych granic ciężką broń, z której codziennie ostrzeliwują przedmieścia Doniecka – mówi „Rz" Mirosław Rudenko, deputowany parlamentu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.