Reklama

Różne oblicza JOW, czyli jak to się robi na świecie

W jaki sposób Polacy powinni wybierać posłów.

Publikacja: 01.09.2015 21:19

Różne oblicza JOW, czyli jak to się robi na świecie

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

W zaplanowanym na 6 września referendum Polacy będą decydować m.in. o tym, czy powinniśmy zmienić system wyborczy i wprowadzić ordynację większościową z jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Z naszej ankiety wynika, że siły polityczne, które według sondaży mają największe szanse na przekroczenie progu wyborczego, są w tej sprawie podzielone. Przeciwnicy takiego rozwiązania podkreślają, że doprowadzi ono do zabetonowania sceny politycznej, która na kolejne lata zostanie zdominowana przez dwie największe partie.

– To system, który doprowadzi do władzy absolutnej jedną partię. Pytanie też, czy JOW nie doprowadzą do przejmowania kompetencji samorządowców przez posłów regionalnych – mówi „Rzeczpospolitej" rzecznik PSL Jakub Stefaniak.

– Jednomandatowe okręgi wyborcze to osłabianie demokracji w Polsce. A na pewno tego myślenia, że nawet mniejsza partia ma wpływ na rządzenie. Przy JOW nie będzie już obowiązywał 5-proc. próg, a do Sejmu będą wchodziły tylko największe ugrupowania – przestrzega też Krzysztof Gawkowski z SLD.

Za wprowadzeniem JOW opowiada się Ruch Kukiza, Platforma Obywatelska i Nowoczesna Ryszarda Petru.

– JOW mają być podstawowym sposobem organizowania w Polsce. Tak już się stało za naszą sprawą w wyborach do Senatu i w większości wyborów samorządowych. Został już tylko Sejm – podkreśla rzecznik Klubu PO Mariusz Witczak.

Partie nie wskazują jednak, w jaki sposób należy wprowadzić JOW ani jaki ich wariant wybrać. A tych – jak pokazują przykłady – nie brakuje.

Mieszanka niemiecko -japońska

Najbliższym Polsce – pod względem geograficznym – państwem, w którym stosowane są JOW w wyborach parlamentarnych, są Niemcy. Nie mamy tam jednak do czynienia z czystym systemem większościowym, lecz z ordynacją mieszaną, w której połączono elementy charakterystyczne dla wariantów proporcjonalnych i większościowych. Na czym to polega? Głosujący w Niemczech połowę swoich reprezentantów w Bundestagu wybierają w jednomandatowych okręgach wyborczych. Pozostali są wybierani według klucza partyjnego na zasadach systemu proporcjonalnego.

Wyborca ma więc dwa głosy. Pierwszy oddaje na konkretnego, jednego kandydata w swoim okręgu, a drugi na jedną z list wyborczych zgłaszanych w danym landzie.

Zalety systemu mieszanego dostrzega PO, która wskazuje go jako jeden z ewentualnych wariantów przy wprowadzaniu JOW w Polsce.

Reklama
Reklama

– Nie zamykamy się na dyskusję dotyczącą tego systemu. Chodzi o stworzenie rozwiązania, które będzie czytelne dla wyborców – zapewnia nas Witczak.

Na niemieckim wzorze swój system wyborczy ukształtowała również Japonia. Tam też część deputowanych (300) wybierana jest w JOW. Reszta o miejsce w izbie niższej parlamentu walczy w ramach list partyjnych w 11. tzw. blokach reprezentacyjnych.

Preferencyjna Australia

W jednomandatowych okręgach wyborczych, ale według ordynacji preferencyjnej, swoich reprezentantów wybierają też Australijczycy. To jeden z najlepszych przykładów tzw. jednomandatowych głosów alternatywnych.

Każdy wyborca ma do rozdysponowania tyle głosów, ilu kandydatów walczy o mandat w jego okręgu, ale o różnej wadze. Zamiast przy danym nazwisku stawiać znak „X", wpisuje obok niego liczbę oznaczającą poziom swojej preferencji. Stawia więc odpowiednio „jedynkę" przy kandydacie, którego popiera najbardziej, „dwójkę" przy swoim kolejnym wyborze i tak do końca listy.

W takim systemie wyborczym dość skomplikowane może być liczenie głosów. Najpierw sumowane są „jedynki", czyli tzw. kandydaci pierwszego wyboru. Jeśli żaden z nich nie otrzyma bezwzględnej większości, odrzuca się kandydata o najmniejszej liczbie wskazań i liczy głosy ponownie. Głosy wyborców, którzy oznaczyli odrzuconą osobę „jedynką", przechodzą na kandydatów oznaczonych przez nich numerem 2. I tak do momentu, aż któryś z pretendentów do mandatu poselskiego nie otrzyma bezwzględnej większości głosów.

Pewna odmiana JOW występuje też we Francji. Swoich reprezentantów do Zgromadzenia Narodowego Francuzi wybierają według zasad jednomandatowego systemu dwuturowego. Podobne rozwiązania stosowane są także w niektórych głosowaniach w USA, np. w części południowych stanów w wyborach do Kongresu. Na czym polega?

Reklama
Reklama

Wybory odbywają się w ramach JOW, ale w dwóch turach, co może nieco przypominać wybory prezydenckie w Polsce. W pierwszym głosowaniu wyborcy wskazują kandydata, którego popierają. Jeśli któryś z pretendentów do mandatu uzyska bezwzględną większość głosów, druga tura się nie odbywa, a ta osoba ma już gwarancję miejsca w parlamencie. Jeśli jednak tak się nie stanie, po dwóch tygodniach głosowanie jest powtarzane, ale biorą w nim udział kandydaci, którzy zdobyli nie mniej niż 12,5 proc. głosów. Najczęściej jednak na placu boju zostaje dwóch kandydatów z największym poparciem i to oni walczą o końcowe zwycięstwo w okręgu. Reszta, zazwyczaj za cenę realizacji jakichś obietnic, wyraża poparcie dla jednego z faworytów.

Anglosaska klasyka

Najbardziej tradycyjny system większościowy z wykorzystaniem JOW występuje w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie jest to najstarszy i najprostszy system JOW. O czym mowa? O zasadzie „pierwszy na mecie", w myśl której w jednomandatowym okręgu mandat zdobywa kandydat z największą liczbą głosów. W tych trzech anglosaskich krajach nie ma stosowanych we Francji dogrywek, znanego z Australii przechodzenia głosów czy niemieckich oraz japońskich list partyjnych.

Dzięki tej metodzie Brytyjczycy, Amerykanie i Kanadyjczycy nie mają problemów ani z organizacją wyborów, ani z tłumaczeniem wyborcom zasad oddawania głosów. Znacznie szybciej niż w przypadku systemu parlamentarnego trwa też liczenie głosów.

Jak pokazują jednak anglosaskie doświadczenia, system prowadzi zazwyczaj do powstania dwu-, względnie dwuipółpartyjnego parlamentu. Ta zasada zmusza bowiem partie o podobnych poglądach i celach do grupowania się w silniejsze bloki. W innym przypadku dwóch podobnych do siebie kandydatów podzieliłoby głosy między siebie, a zwycięzcą mógłby okazać się ktoś, kto w sumie poparcie miał od nich niższe, ale bilateralnie pokonał obu.

Jednomandatowe okręgi wyborcze – jak do nich przekonują ich zwolennicy i przeciwnicy

Tak dla JOW, bo:

Zwiększają kontrolę wyborców nad posłami. Okręgi wyborcze są mniejsze niż w przypadku ordynacji proporcjonalnej, a ubiegający się o wybór polityk musi mocniej zabiegać o poparcie lokalnej społeczności i liczyć się z jej zdaniem.

Reklama
Reklama

Czynią system przejrzystym. Dziś popularny lider listy partyjnej może „wciągnąć" do Sejmu innych startujących z niej kandydatów, choćby dostali niewiele głosów. Przy JOW byłoby to niemożliwe – w okręgu do wzięcia byłby tylko jeden mandat.

Stabilizują scenę polityczną. Tam, gdzie obowiązują JOW, większe partie rosną w siłę. Zwycięzcy wyborów zazwyczaj nie muszą sobie dobierać mniejszych koalicjantów, by rządzić, a ich mandat wyborczy jest silny.

Kończą dyktaturę partyjnych wodzów. Kandydat nie musi ubiegać się o nominację lidera swojej formacji, może zgłosić swój komitet. W przypadku konfliktu z kierownictwem partii znany i szanowany polityk nie jest skazany na banicję.

Dają szansę lokalnym liderom. JOW otwierają drogę do polityki osobom działającym dotąd w lokalnej społeczności. Dzięki małym okręgom koszty prowadzenia kampanii się zmniejszają, a rozpoznawalny i uznany kandydat może wygrać z partyjnym nominatem.

—mp

Reklama
Reklama

„Nie" dla JOW, bo:

Marnują się głosy. JOW nie odzwierciedlają rzeczywistego rozkładu poparcia dla partii. Mandat zdobywa kandydat z największą liczbą głosów, nawet jeśli nie osiągnie bezwzględnej większości. Inni, nawet jeśli w sumie poparła ich ponad połowa wyborców, zostają z niczym.

Promują celebrytów. W przypadku JOW rosną szanse na wygraną osób powszechnie znanych – niekoniecznie sprawdzonych w polityce. Niewiele trzeba, by nawet ceniony poseł przegrał ze znanym sportowcem czy aktorem.

Skłaniają polityków do manipulowania granicami okręgów wyborczych. W przypadku JOW, zmieniając ich granice, łatwo można zwiększyć szanse swojej partii na zdobycie mandatów. To zjawisko znane politologom jako gerrymandering, od nazwiska XVIII-wiecznego amerykańskiego polityka Elbridge'a Gerry'ego i słowa „salamandra". Granice okręgu, w którym wygrał wybory, przypominały kształtem tego gada.

Dodają wagi lokalnym problemom kosztem ogólnopolskich. W przypadku małych okręgów wyborczych kandydaci, a potem posłowie, skupiają się na kwestiach istotnych dla ich regionu, a nie całości państwa.

Reklama
Reklama

Betonują scenę polityczną. JOW sprzyjają najsilniejszym partiom i utrudniają wejście do parlamentu nowym formacjom. —mp

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama