Na archipelagu zginęło co najmniej 20 osób, w jego północnej części zniszczeniu uległa połowa domów. Pod wodą znalazły się lotniska, plaże, woda pitna mieszała się ze ściekami. W czwartek huragan, którego moc jest niższa niż kilka dni temu, gdy uderzył w Bahamy, dotarł do wybrzeży USA. Ale nie do Florydy, jak się spodziewano (troska o ten stan miała być głównym powodem odwołania wizyty Donalda Trumpa w Polsce 1–2 września). Na Florydzie odetchnięto z ulgą, otwarto ponownie międzynarodowe lotnisko w Orlando i tamtejszy Disneyland.
Z przerażeniem wiadomości meteorologicznych nasłuchiwali za to mieszkańcy położonych na północ od Florydy stanów na wybrzeżu Atlantyku – Karoliny Południowej, Północnej i Wirginii. Następny jest Waszyngton. Trwała ewakuacja prawie miliona osób z okolic Charleston w Karolinie Południowej. Okręty marynarki wojennej z wielkiej bazy w Norfolk (w stanie Wirginia) otrzymały ze względów bezpieczeństwa rozkaz wypłynięcia na ocean. —d.z.