– Bardzo często, rozmawiając o biznesie i nauce, mamy na myśli dwie zupełnie odmienne i odrębne sfery. Choć wciąż niewielu jest uczonych, którzy potrafią rozmawiać z przedsiębiorcami o nowych technologiach pod kątem ich komercyjnego wykorzystania, to jednak najwyższy czas, abyśmy zaczęli traktować obie te sfery jako jedność – mówi prof. Piotr Płoszajski ze Szkoły Głównej Handlowej.
Jak dodaje, naukowcy i administracja powinni skończyć z obawami dotyczącymi prowadzenia badań naukowych na uczelni za pieniądze budżetowe, a potem wdrożenia efektów za pieniądze prywatne.
– Takie podejście prowadzi do tego, że tracą wszyscy: naukowiec, uczelnia, zainteresowana firma i w efekcie całe społeczeństwo, które mogłoby skorzystać na wynalazku – mówi Płoszajski i przypomina, że w tak sławnej uczelni jak Massachusetts Institute of Technology (i pozostałych uczelniach amerykańskich) obowiązują oficjalne procedury dotyczące komercjalizacji wynalazków, dzięki którym tworzy się spółki, w których udziałowcami są m.in. naukowcy i uczelnia.
– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Tak się komercjalizuje – zauważa Płoszajski. Zwolennikiem tworzenia tzw. spółek odpryskowych jest też dr inż. Dominik Kowal, wicedyrektor Centrum Transferu Technologii krakowskiej Akademii Górniczej Hutniczej (AGH). – Spółki odpryskowe typu spin-off i spin-out to jedna ze najlepszych ścieżek komercjalizacji innowacyjnych pomysłów. Tak działamy już na AGH i zachęcamy przedsiębiorców do tworzenia spółek – tłumaczy Kowal. Jego zdaniem od szerszego zastosowania tego sposobu komercjalizacji zależy rozwój nie tylko firm technologicznych, ale i całego sektora MŚP.