– Sytuacja gospodarcza na świecie, a szczególnie w Europie, gdzie jednym z motorów wzrostu jest eksport, przedstawia się w miarę stabilnie. Może z wyjątkiem krajów południa. Siła ekonomiczna Niemiec czy Francji to z kolei gwarancja stabilnego otoczenia dla Polski. Chociaż warto zaznaczyć, że presja wewnątrz naszego kraju rośnie, co widać chociażby po słabnącym popycie inwestycyjnym – mówił na OEES w Krakowie prof. Marek Belka, były premier oraz prezes NBP. – Taki stan rzeczy byłby aktualny jeszcze dwa tygodnie temu. Jednakże wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA stawia powyższą diagnozę pod znakiem zapytania – dodał Marek Belka. Podkreślał, że program Trumpa to wielka niewiadoma. – Niektórzy twierdzą, że fundamentem programu Trumpa było zostanie prezydentem – komentował ironicznie Belka. – Niemniej Trump w kampanii prezydenckiej poczynił pewne obietnice i należy je traktować poważnie – ostrzegał. Wskazywał, że o kształcie polityki Trumpa zadecydują także jego doradcy. – Warto patrzeć, kto stworzy trzon jego administracji – podkreślał. Przywołał postać Newta Gingricha, którego wymienia się wśród potencjalnych kandydatów do objęcia stanowiska sekretarza stanu. Gospodarka USA, jak stwierdził Belka, na tle pozostałych regionów świata wydaje się być stabilna. Cechują ją niska stopa bezrobocia oraz relatywnie wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Dlaczego więc Amerykanie zdecydowali się powierzyć prezydenturę Trumpowi, który postrzegany jest jako synonim niepewności? – Nie wszyscy Amerykanie są beneficjentami wzrostu gospodarczego. To w pewien sposób tłumaczy ten wybór – diagnozował Belka.

Przedstawił prognozę rządów nowego prezydenta USA, które jego zdaniem przyniosą opłakane skutki dla światowej gospodarki. Przykre konsekwencje decyzji, jaka zapadła za oceanem, mogą dotknąć także Polski. – Spodziewam się zastosowania instrumentów protekcjonistycznych, z inicjowaniem wojen handlowych włącznie. To oznaczałoby destabilizację dla rynków światowych – rysował możliwy scenariusz Belka. – Trump, jak każdy populista, obiecał radykalne ograniczenie podatków i równie radykalne zwiększenie wydatków, np. na infrastrukturę. Skąd my to znamy? Potem trzeba się wycofywać z obietnic i tak nimi kalibrować, żeby budżet się nie zawalił. W USA niebezpieczeństwo wdrożenia populistycznego programu jest duże – dodawał.

Ze względu na siłę dolara, jak tłumaczył Belka, USA mogą sobie pozwolić na zwiększenie deficytu budżetowego, nawet znaczące. – Świat w normalnych warunkach to przyjmował. Akceptował zwiększoną podaż obligacji na rynku. Dolar jest bowiem bezkonkurencyjnym instrumentem regulowania płatności na świecie – mówił Belka.

Trump nie jest pierwszym prezydentem USA, który postuluje obniżenie obciążeń podatkowych. – Prawdopodobna jest powtórka z 1982 r., czyli z Ronalda Reagana, który także opowiadał się za obniżeniem podatków, argumentując słuszność swojego planu krzywą Laffera. Deficyt budżetowy, który miał spaść, ostatecznie wzrósł. Tylko Reagan działał w innych warunkach – mówił były szef NBP.

Ostrzegł, że dla obecnej gospodarki światowej, funkcjonującej w otoczeniu rekordowo niskich stóp procentowych, ekspansywna polityka Trumpa może być zabójcza. – Następstwem obniżenia podatków oraz większych wydatków na inwestycje będzie wzrost inflacji, a ostatecznie podniesienie stóp procentowych. Dla gospodarki, która już dostosowała się do niskich stóp, oznacza to zawirowania – mówił Belka. – W konsekwencji luzowanie ilościowe w Europie może się okazać trudne do utrzymania. Wzrośnie koszt obsługi długu publicznego. System bankowy będzie cierpiał na gwałtowny spadek wartości aktywów. Banki będą więc robić korektę bilansów, czyli obniżać akcję kredytową. Gospodarki, które zależne są od kredytów, bardzo na tym ucierpią. W takiej sytuacji trzeba konsolidować finanse. Pora zapiąć pasy, bo nadchodzą ciężkie czasy dla gospodarki światowej – alarmował Belka.