Styczniowy, gwałtowny skok notowań franków szwajcarskich wstrząsnął budżetami domowymi osób, które w tej walucie zaciągnęły kredyty mieszkaniowe. Dyskusje, czy i w jaki sposób należy systemowo pomóc tej grupie, zapewne będą trwały jeszcze przez wiele tygodni. Tymczasem zadłużeni już teraz powinni pomóc sobie sami, zwracając większą uwagę na to, od kogo i za ile kupują franki potrzebne na spłatę comiesięcznych rat. Dzięki internetowym platformom do wymiany walut, takim jak trejdoo.com, już w lutym obsługa kredytu może ich kosztować zauważalnie mniej.
Od ponad trzech lat zadłużeni np. we frankach szwajcarskich mają prawo spłacać raty bezpośrednio w walucie kredytu – wystarczy, że podpiszą z bankiem darmowy aneks do umowy kredytowej. Jednak z tej możliwości, w zależności od banku, korzysta tylko od 20 do 50 proc klientów zadłużonych w walutach. Pozostali wciąż zezwalają na to, by bank pobierał od nich złote i sam przeliczał je na franki.
To błąd, w dodatku kosztowny.
Duży zarobek na kursach
Bank przeliczający złote na franki używa do tego kursów z własnej tabeli kursowej - korzystnych dla siebie, ale już niekoniecznie dla klientów. Do niedawna niczym niezwykłym nie było, gdy różnica między kursem kupna a sprzedaży (tzw. spread) przekraczała 5%. W ostatnich dniach Związek Banków Polskich zarekomendował bankom „istotne zmniejszenie” spreadu walutowego. Te rzeczywiście ograniczyły swój zarobek do 1-3%, ale to wciąż oznacza, że kursy proponowane przez internetowe platformy są korzystniejsze. Dodatkowo trzeba pamiętać, że takie samoograniczenie banków ma charakter czasowy – rekomendacja ZBP zaleca stosowanie mniejszych widełek tylko przez pół roku.