– Emerytura+ jest fatalnie zaprojektowana – mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, były członek rady nadzorczej ZUS. – Oczywiście dodatkowy dochód każdy chętnie przyjmie, ale w wielu portfelach te 1100 zł brutto nie będzie miało większego znaczenia – dodaje.
Najwyższa emerytura w Polsce to dziś 23 tys. zł. Emerytury w wysokości 6, 7 czy 8 tys. złotych nie należą do rzadkości. Część emerytów z wysokimi świadczeniami wciąż przy tym pracuje. Mimo to także otrzymają 1100 zł. Bo rząd chce dawać to świadczenie wszystkim, jak leci. – Rozproszy w ten sposób blisko 9 mld zł, nie załatwiając przy tym żadnego problemu – mówi Jeremi Mordasewicz.
A problemy są dwa. Dla części emerytów są to niskie świadczenia, dla wszystkich słaba opieka zdrowotna. – Gdyby pieniądze, które mają pójść na trzynastą emeryturę przeznaczyć na opiekę zdrowotną, skróciłyby się kolejki do lekarzy oraz poprawiło samopoczucie stojących w nich pacjentów, najczęściej emerytów – uważa ekspert Lewiatana. Wyższe pensje mogliby też dostać lekarze i pielęgniarki. Lepsza opieka zdrowotna pozwoliłaby pracownikom lepiej i dłużej pracować. Staliby się bardziej produktywni. To podniosłoby konkurencyjność gospodarki i wsparło wzrost gospodarczy. – Te blisko 9 mld zł nie rozwiązałoby wszystkich problemów służby zdrowia, ale to na tyle duża kwota, że nie byłaby dla niej bez znaczenia – mówi Mordasewicz.
Czytaj także: Gwałtownie przybywa biednych emerytów. Trzeba działać
Budżet nie jest z gumy
Jego zdaniem jednorazowe dodatkowe świadczenie oznacza psucie systemu emerytalnego. Zniechęca do rzetelnego płacenia składek. Rozbudza oczekiwania, że jeśli emerytura będzie niska, to wystarczy nacisnąć na rząd, by ten dał dodatkowe pieniądze. – Państwo z jednej strony mówi, że należy oszczędzać na emeryturę na przykład w ramach PPK, bo świadczenia będą w przyszłości niskie, z drugiej zaś daje sygnał, że nawet jak nie będziemy oszczędzać, to przy okazji wyborów znajdą się politycy, którzy obiecają dodatkowe pieniądze dla emerytów. Rosnąca grupa emerytów będzie łakomym kąskiem wyborczym, jednak za takie rozdawnictwo prędzej czy później zapłacą w podatkach osoby dziś pracujące i prowadzące własny biznes. Budżet nie jest z gumy – mówi Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego.
Dlatego jeśli już rząd uznał, że należy wypłacić dodatkowe pieniądze emerytom, mógł je skierować tam, gdzie rzeczywiście są potrzebne. Czyli do osób w najgorszej sytuacji materialnej. Na dodatkowe świadczenie poszłyby 2–3, a nie blisko 9 mld zł.