Emerytka z Mrągowa wchodziła do swojego mieszkania na trzecim piętrze. Nagle od sąsiadów wyskoczył pies i zaszczekał. Starsza pani przestraszyła się, straciła równowagę i spadła aż do ściany na półpiętrze. Doznała urazu obu nóg, m.in. złamania kości i uszkodzenia wiązadła krzyżowego. Leczenie trwało wiele miesięcy, biegły oszacował stały uszczerbek na zdrowiu na 13 proc.
Kobieta obwiniała o szkodę właścicieli psa. Pozwani bronili się, że pies nie zaatakował sąsiadki, a zdarzenie było nieszczęśliwym wypadkiem. Podnosili, że sąsiadami poszkodowanej są od 20 lat. Od sześciu mają psa. Jego widok nie mógł być dla poszkodowanej zaskoczeniem. A jeśli się przestraszyła, to oni nie mogą ponosić za to odpowiedzialności.
Sąd Rejonowy w Mrągowie uznał, że bez wątpienia to pies wystraszył poszkodowaną.
Mieszaniec wielkości owczarka niemieckiego wybiegł nagle, a warknięcie i pokazanie zębów mogło wzbudzić obawy. Pies był na smyczy, ale mógł wyjść sam na klatkę schodową. Ponadto nie miał kagańca. Między jego zachowaniem a upadkiem kobiety zachodzi więc adekwatny, aczkolwiek pośredni, związek przyczynowy, a to wystarczy do powstania odpowiedzialności odszkodowawczej.
Jako jej podstawę sąd wskazał art. 431 kodeksu cywilnego, który nakłada obowiązek naprawienia szkody wyrządzonej osobie przez zwierzę, które chowamy lub którym się posługujemy. Sąd podniósł, że do zastosowania tego przepisu nie jest konieczny fizyczny kontakt czworonoga z osobą poszkodowaną. Właściciel lub posiadacz odpowiada także za skutki naturalnych instynktów zwierzęcia, np. rozstrój zdrowia w wyniku silnego stresu spowodowanego niespodziewanym pojawieniem się agresywnego psa, choćby niepołączonym z atakiem.