- Dorównujemy już niedościgłym kiedyś europejskim rywalom ze Skandynawii, Niemiec, Holandii proponując najbardziej zaawansowane technologicznie rozwiązania i to w pakiecie – od usług projektowych po niestandardowe konstrukcje i nowatorskie wyposażenie promów z ekologicznym, gazowym napędem, transportowców arktycznych czy jednostek obsługujących platformy wiertnicze i podwodne instalacje wydobywcze – twierdzi Arkadiusz Aszyk dyrektor wykonawczy Remontowa Holding, największej prywatnej grupy stoczniowej w kraju i lidera branży w UE.
Podnosimy standardy
Nie absorbując opinii publicznej wiadomościami o niepowodzeniu i wstrząsach, branża rośnie. W ciągu sześciu ostatnich lat zatrudnienie w firmach budujących i wyposażających statki zwiększyło się w kraju z 23 do prawie 32 tysięcy. Dla morskiej gospodarki pracuje już ponad 1600 firm, przychody okrętowego sektora przekroczyły 10 mld zł. W samych, sprywatyzowanych w większości spółkach w ostatnich latach, dokonał się postęp w dziedzinie standardów pracy. Właściciele i prezesi zrozumieli, że nie da się śrubować wymagań i żądać najwyższych kwalifikacji i zaangażowania w firmie , nie zapewniając przyzwoitej gaży i pewności zatrudnienia na etacie. -Czy ktoś zauważył, że od pewnego czasu zupełnie nie słychać o protestach stoczniowców? To właśnie najbardziej namacalny dowód rewolucji , która dokonuje się w okrętowej branży - przekonuje Jerzy Czuczman dyrektor biura Polskiego Forum Okrętowego stowarzyszenia, które skupia 60 proc. stoczni i spółek pracujących na rzecz morskiego przemysłu.
Remontowa Holding na czele
Tylko największa obecnie prywatna gdańska Grupa Remontowa Holding daje pracę - w różnej formie 9 tysiącom fachowców. Jej przychody już przekraczają 2,5 mld zł rocznie. W 2014 roku z polskich pochylni zeszło 11 w pełni wyposażonych jednostek, 600 statków wyremontowano – przy czym w wielu przypadkach modernizacje wiązały się m in. z zabudowaniem ekologicznego napędu, zgodnego z chroniącą środowisko tzw. dyrektywą siarkową UE, czy wymiana instalacji pokładowych , nawet mebli, - których jesteśmy znaczący m producentem.
Polskie stocznie nie martwią się już o zamówienia: obecnie maja w portfelu kontrakty na budowę 27 kompletnych statków wartości co najmniej 800 mln euro. Na brak pracy nie narzekają konstruktorzy: w ośrodkach inżynierskich projektowaniem zajmuje się 2 tys specjalistów , coraz częściej wygrywają z konkurentami z najbardziej renomowanych ośrodków na świecie. - Miarą postępu technologicznego, jaki dokonał się w rodzimych firmach jest takie oto wyliczenie: jeszcze w latach dziewięćdziesiątych uzyskiwaliśmy w eksporcie ok. 3 dolarów za statystyczny kilogram wyrobu. Dziś kilogram statku made in Poland – ze względu na stopień przetworzenia i nasycenia jednostek technologiami, - uzyskujemy za granicą 10 – 20 dolarów - ilustruje dyrektor Czuczman.
Mamy przewagę, ale nie wszyscy
- W europejskich stoczniach warunkiem sukcesu na rynku jest oferowanie kompleksowych rozwiązań. Od zaprojektowania, z wykorzystaniem najnowszych technologii, poprzez terminowe wykonanie po kompletne wyposażenie statków – potwierdza Andrzej Wojtkiewicz prezes Polskiego Forum Okrętowego. Nie wszystkie rodzime spółki sobie z tym radzą, ale znaczną cześć polskich producentów znalazła swoje miejsce. Przede w wszystkim na rynku jednostek off-shore, statków przeznaczonych do obsługi farm wiatrowych, podwodnego górnictwa, transportu ludzi, towarów i sprzętu na platformy wiertnicze i inne instalacje związanych z inwestycjami i eksploatacją morskich złóż. Klienci przemysłu stoczniowego na całym świecie coraz częściej szukają wykonawców trudnych, innowacyjnych projektów.