Trzeba także liczyć się, że rejsy będą opóźnione - przewoźnicy dążą do maksymalnego wykorzystania floty, więc w razie jakiejkolwiek awarii mają kłopoty z podstawieniem wolnego samolotu. To stwarza problemy, zwłaszcza jeśli lecimy z przesiadką.
Coraz częściej i „intensywniej" linie wykorzystują teraz tzw overbooking, czyli sprzedają więcej biletów, niż jest miejsc w samolocie. Najczęściej takie praktyki stosowane są w Indiach, gdzie zdarzają się sytuacje, kiedy na rejs nie zgłasza się nawet połowa pasażerów mających potwierdzone rezerwacje, stąd linie robią co się da, żeby nie latać z wypełnioną połową maszyny.
Ale te praktyki są często stosowane także w Europie. Tak zrobiły np w ostatnią środę British Airways, które musiały okrężną drogą wysłać pasażerów, którzy mieli potwierdzone rezerwacje na lot do Warszawy. Okrężną, bo bezpośredni rejs LOTu do Warszawy także był w 100 procentach zapełniony. W takich wypadkach trzeba koniecznie pamiętać, że zgodnie z prawem obowiązującym w Unii Europejskiej, pasażerowi który nie poleciał rejsem na który miał ważny bilet, należy się odszkodowanie. Zależnie od odległości i czasu opóźnienia, minimum 250 euro.
Opóźnienia samolotów powodują także sami pasażerowie, którzy wnoszą na pokład zbyt duży bagaż podręczny, który trudno jest upchnąć pod siedzeniem, bądź w schowku nad głową. Samolot więc czeka z odlotem, a i po przylocie niezbędne jest także więcej czasu, aby ten bagaż wypakować.
Prezes Wizz Aira, Jozsef Varadi powiedział „Rzeczpospolitej", że to był właśnie argument, który go skłonił do ograniczenia wymiarów toreb, jakie w ramach biletu można wnieść na pokład. - Z tego powodu nasze samoloty odlatywały opóźnione, teraz takich problemów już nie ma - mówił Varadi.