To nie jest wrogie przejęcie, bo w innym wypadku Transaero groziło bankructwo. W efekcie powstanie silna grupa lotnicza, a państwo nie będzie musiało dopłacać do lotów Transaero. Wraz z przejęciem konkurenta Aerofłot/Transaero oraz inne linie lotnicze należące do tej grupy, w tym niskokosztowa Pobieda będą razem kontrolować prawie 60 proc. rynku rosyjskiego.
Aerofłot od kilku miesięcy nie ukrywał, że silnie odczuwa trudną sytuację gospodarczą w Rosji. Dotkliwa była zwłaszcza niemożność wypełnienia samolotów w klasie ekonomicznej, bo mniej zamożni Rosjanie po prostu przestali latać. Przewoźnik zrezygnował z dostaw samolotów, odwołał połączenia - między innymi na trasie Moskwa-Kraków. Ale i skorzystał na tym, że zagraniczni przewoźnicy ograniczyli swoją siatkę rosyjską. Ostatnio Lufthansa informowała o rezygnacji z lotów do niektórych rosyjskich portów, w tym do Niżnego Nowgorodu, Samary i na moskiewskie lotnisko Wnukowo.
Rząd rosyjski nie chciał już płacić za utrzymanie Transaero, które teraz przejdzie ostrą transformację. Także udzielając wsparcia finansowego postawił Transaero ostre warunki kompensacyjne wykonywania tanich połączeń na trasach krajowych.
Linia powstała w 1990 roku i była pierwszą prywatną linią w Rosji .Ale o ile Aerofłot był stale dofinansowywany przez państwo (dostaje pieniądze m.in z opłat za przeloty innych przewoźników nad Syberią- ok 300 mln dolarów rocznie) i odnotowywał zysk, o tyle Transaero, który o pierwszych kłopotach informował w końcu 2014 roku w I połowie 2015 roku zanotował stratę w wysokości 127 mln dolarów (8,5 mld rubli).
Oprócz tego linia jest zadłużona i jej zobowiązania krótkoterminowe wyniosły na koniec czerwca 2015 107,2 mld rubli. Państwo próbowało ratować Transaero, ale nie miało takiego gestu, jak w przypadku Aerofłotu - upadający przewoźnik dostał gwarancje państwa na kredyt w wysokości 9 mld rubli, jakiego udzielił mu państwowy VTB Bank. To wystarczyło jedynie na utrzymanie normalnych operacji do końca stycznia 2015.