Na mocy zawartego porozumienia liberalna ekipa rządząca w tej najbardziej zadłużonej prowincji w Kanadzie objęła 49,5 proc. w programie produkcji odrzutowych samolotów regionalnych serii C (CSeries), z którym są duże problemy. Porozumienie zmniejszyło obawy producenta z Montrealu o swą przyszłość, ale wywołało protesty obrońców podatników i polityków opozycyjnych. — To korporacyjna opiekuńczość — stwierdził dyrektor kanadyjskiej federacji podatników, Aaron Wudrick i dodał, że w razie fiaska tej umowy podatnicy z Quebecu będą ponosić jego koszty przez wiele lat. Lider opozycyjnej Partii Quebecu Pierre Karl Péladeau stwierdził, że rząd okazał się żałosnym negocjatorem, bo jako udziałowiec ponosi całe ryzyko.
Prowincja praktycznie zamroziła środki na opiekę społeczną i oświatę, bo stara się zrównoważyć bilans w bieżącym roku finansowym, po deficycie 2,35 mld dolarów kanadyjskich w ostatnim roku do 31 marca.
Losy sektora lotniczego w prowincji są jednak ściśle związane z Bombardierem, powszechnie znanym w Quebecu. Jego załoga 18 tys. ludzi pracuje głównie dla lotnictwa, obecność firmy w prowincji zapewnia istnienie wielu mniejszym dostawcom części. Sektor lotniczy zapewnia 10 proc. przychodów z eksportu Quebecu, 1,5 proc. jego PKB i zatrudnia ok. 40 tys. ludzi, których zarobki są dwukrotnie wyższe od średniej — krótko mówiąc jest głównym kośćcem prowincji.
Firma należy do rodziny Bombardier-Beaudoin, która tradycyjnie ma bliskie powiązania z politycznym establishmentem prowincji.
- Decyzja, by nie robić nic nie wchodziła absolutnie w grę — stwierdził minister gospodarki Jacques Daoust. — Dzień, w którym Bombardier ma kłopoty jest dniem trudności całego sektora lotniczego.