Z Berlina można będzie szybciej dojechać na lotnisko w Baranowie niż do portu lotniczego we Frankfurcie nad Menem – pisze berliński dziennik „B.Z." w swoim wydaniu internetowym. Tym samym – jak czytamy – „będzie bezpośrednim konkurentem dla BER”, czyli nieukończonego lotniska w Berlinie, które miało być wizytówką stolicy Niemiec, a tymczasem jest pasmem niekończących się fuszerek.
Niemiecki dziennik przypomina, że Polacy chcą otworzyć swoje nowe megalotnisko najpóźniej w 2028 roku. Ma ono rocznie obsługiwać do 100 mln podróżnych.
„Jeszcze mamy przewagę”
Polityk FDP Sebastian Czaja zaapelował do berlińskiego Senatu, by stawił czoła nowej konkurencji, kończąc szybko BER i inwestując 1,1 mld euro w dalszą obsługę lotniska Tegel. „Jeszcze mamy przewagę nad konkurencją ze strony Warszawy" – powiedział Czaja gazecie „B.Z.”. „Jeśli jednak zamkniemy Tegel i nie posuniemy się do przodu z BER, stracimy naszą przewagę" – dodał polityk FDP.
Jego partia pełni obecnie w lokalnych władzach Berlina rolę opozycji.
Sposób na konkurenta
Sebastian Czaja ma konkretny pomysł. „Samoloty na trasach europejskich powinny startować i lądować na lotnisku Tegel. Dzięki temu na lotnisku Schoenefeld zwolnią się miejsca na połączenia międzykontynentalne” – czytamy w „B.Z.”. Dla atrakcyjności Berlina jako lokalizacji biznesu nieodzowne są bezpośrednie loty do Pekinu, Szanghaju, Singapuru, Mumbaju, Nowego Jorku i Waszyngtonu. „Połączenia na długich trasach to warunek lokalizacji międzynarodowych firm” – podkreśla Czaja.