Ciekawe i niespotykane dotychczas jest, że FAA poszukuje pilotów o różnym poziomie kwalifikacji, w tym także tych mało doświadczonych, aby przetestowali nowe oprogramowanie MAXów. Tuż po katastrofie prezydent USA, Donald Trump powiedział, że B737 MAX jest maszyną zbyt zaawansowaną technologicznie, aby mogli nią latać piloci bez specjalnego szkolenia. Wtedy jeszcze Amerykanie robili wszystko, aby Boeing nie był obwiniany o wyprodukowanie maszyn z wadliwym oprogramowaniem.
Czytaj także: Boeing szykuje się do oddania naprawionych MAXów
Teraz FAA chce udowodnić, że MAX jest maszyną prostą w obsłudze i tym samym pomóc Boeingowi. W oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie internetowej FAA pisze, że załogi z całego świata zawsze testują nowe samoloty, zanim zostaną one dopuszczone do normalnych operacji, co jest kluczowe zwłaszcza w przypadku, kiedy wcześniej taki typ maszyny miał dwie katastrofy. Agencja chce zwłaszcza sprawdzić jak piloci z doświadczeniem krótszym, niż rok będą w stanie korzystać z nowego oprogramowania.
Nieoficjalnie wiadomo — pisze „Seattle Times", że w niektórych liniach FAA zaprosiła po dwie załogi składające się z dwóch osób każda, które latały B737 nie dłużej, niż 9 miesięcy do półtora roku. Nie ma jednak w tym wypadku kryterium liczby wylatanych godzin, a jedynym wymogiem jest doświadczenie w lataniu modelem 737.
Czytaj także: Boeing 737 MAX wrócił już do rozkładów przewoźników