Niech nikogo to „p.o.” nie zwiedzie, facet nie ma z PO nic wspólnego, poza tym, że chciał wykosić Urbańskiego. Niektórzy twierdzą, że nieprzypadkowo udało mu się to akurat teraz, gdy partia rządząca kończy prace nad ustawą medialną. A ja państwu mówię: poszło jak zwykle o kobietę. Piękną Helenę, w tym przypadku Hannę, żonę Tomasza Lisa, który – jak wiadomo z licznych wywiadów – w obronie wybranki swego serca mógłby nawet stracić nerwy.
A tymczasem na Hannę uwzięły się tabloidy. Pisano, że za grube pieniądze z budżetu TVP pobiera korepetycje u choreografa, by móc ładniej chodzić. Jedni twierdzili, że sama zażądała eksperta od chodzenia, bo chciała wreszcie wyjść na swoje; inni – że choreograf został jej odgórnie narzucony. Niewiele to zmienia, bo dzięki „Tańcowi z gwiazdami” dobrze wiemy, czym mogą się skończyć ćwiczenia choreograficzne z pięknymi kobietami. Czasem gwieździe wystarczy kilka obrotów, by porzucić rodzinę.
Piękna Hanna oczywiście nie z takich, ale lepiej dmuchać na zimne. Lis dmuchał, tyle że, jak się okazało, niepotrzebnie. Ledwie nauczyła się pięknie chodzić, a już zniknęła z ekranu. Miarka się przebrała. Dalej wypadki mogły potoczyć się w sposób następujący. Lis poszedł do Farfała i rzekł: „Wiem, że leży panu na sercu los Ligi Polskich Rodzin. Otóż informuję pana, że na jedną z polskich rodzin ktoś dybie w tym budynku, dlatego jako jej członek – protestuję i proszę pana o zajęcie stanowiska”.
Farfał uniósł rękę w górę, zamówił pięć piw, a po piątym pomyślał: „Stanowisko zająć – czemu nie? Nie po to druga połowa mojego nazwiska układa się w znak victorii, żebym przez tyle lat rozpamiętywał przegraną w wyborach do Rady Głogowa. Rzucę na wizję swoją wizję telewizji, Lis będzie syty i Lisowa cała”. Resztę znamy. Jedynym słabym punktem tej wersji wydarzeń jest fakt, że nikt Lisa na spotkaniu z Farfałem nie nakrył. Nie ma taśm ani świadków. I to jest właśnie najbardziej podejrzane.