Pani redaktor do tego stopnia oswoiła tygrysa opozycji, że jadł z ręki jak kotek i tylko od czasu do czasu mruczał z zadowolenia: „Dobrze się czuję w mediach, aczkolwiek bez przesady” – ale zaraz dodał, że w europarlamencie „łapie równowagę między obecnością a nieobecnością”.
I właśnie obecność na antenie TVN 24 pozwoliła ujawnić prawdziwe oblicze pierwszego pistoletu PiS: „Wielokrotnie złapałem się na tym, że dobrze merytorycznie wypadałem, gadałem do rzeczy, a przyjaciele, znajomi komentowali: no co tam, miałeś mokro pod nosem, jakiś niewypudrowany byłeś, świeciłeś się”.
W niedzielę Kurski nie świecił, zwłaszcza przykładem: „Zdarza mi się, że klnę przy kobietach, ale zaraz przepraszam”. Natomiast zupełnym zaskoczeniem było ujawnienie, dlaczego dzisiejszy europoseł na progu kariery telewizyjnej zupełnie się nie uśmiechał: „Ja przez pierwszych dziesięć lat miałem taką zaciętą minę, złowrogą. Skupienie, które przeradzało się w taką złowrogość”.
Dziś zacięcia w tym polityku nie ma wcale: „To już jest wiek, kiedy trzeba stabilizować pozycję. I już tych wzlotów i upadków starczy”.
Jak tak dalej pójdzie, to Kurski skończy jako uczestnik przesympatycznego teleturnieju „Jaka to melodia”.