Reklama

Widz wybiera opowieści

Wybitny brytyjski scenarzysta seriali Danny Brocklehurst opowiada Barbarze Hollender o wyższości telewizji nad kinem.

Aktualizacja: 09.06.2016 07:01 Publikacja: 08.06.2016 18:05

Widz wybiera opowieści

Foto: Canal+

Rz: Co zaintrygowało pana w powieści „The Five" Harlana Cobena, że podjął się pan napisania na podstawie jego pomysłu scenariusza serialu „Porzucony według Harlana Cobena"?

Danny Brocklehurst: Napięcie, tajemnica niewyjaśniona do ostatniej chwili. To wciągająca i zaskakująca, pełna zwrotów akcji opowieść. Poza tym chciałem przeżyć przygodę współpracy z Cobenem, który sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy książek i jest laureatem nagrody Edgara Poe, najważniejszego lauru przyznawanego za powieści detektywistyczne.

Jak współpracowaliście?

Mieszkam w Manchesterze, on w Nowym Jorku, spotykaliśmy się na Skypie, wymienialiśmy maile, aż powstał kształt serialu. Potem zaczęliśmy pisać poszczególne odcinki. Coben okazał się łatwy w kooperacji, a jednocześnie zaangażowany i uważny. To mistrz, mało kto potrafi robić takie wolty i wymyślać tak zaskakujące zakończenia poszczególnych odcinków i całej serii.

Lubi pan historie z elementami kryminalnymi?

Reklama
Reklama

Człowiek, który siada przed telewizorem, najczęściej chce się rozerwać. A opowieść sensacyjna wciąga. Ale szukam też innych tematów. „Talk to Them" czy „Ordinary Lies" to nie są historie sensacyjne. Próbuję opowiadać o ludziach, którzy kochają, cierpią, błądzą. Dzisiejsze życie jest ogromnie interesujące.

Dlaczego właściwie uznany krytyk filmowy zaczyna pisać scenariusze?

Nigdy nie chciałem być dziennikarzem, tak się zdarzyło. Miałem dwadzieścia kilka lat, gdy zacząłem pracować dla magazynu „City Life" w rodzinnym Manchesterze. W połowie lat 90. pismo zostało kupione przez „Guardiana" i zmieniło kształt, a ja poczułem, że zamiast krytykować innych, wolę pisać własne rzeczy. A potem niech się nade mną znęcają inni. Sporo czasu zajęło mi, żeby wejść w ten biznes.

Dziś pracuje pan głównie dla telewizji, która staje się coraz bardziej interesująca. Seriale miewają wysoki poziom artystyczny.

To rzeczywiście ciekawy zwrot. Przez lata telewizja była ubogim krewnym kina. Kiedy zaczynałem, każdy marzył o pisaniu dla wielkiego ekranu. To, co zaczęły robić HBO, Canal+, Showtime, AMC czy Netflix zmieniło oblicze telewizji. Pozwoliło myśleć ambitnie i dało nowe możliwości. Czasem dwie godziny, jakie ma się do dyspozycji w kinie, nie starczają do opowiedzenia historii. Serial taki jak „Detektyw" przypomina długi, wielogodzinny film. Można rozwinąć skrzydła. W Wielkiej Brytanii już 20 lat temu powstał cykl „Our Friends in the North". Zaczynał się w latach 60. i doprowadzał bohaterów do lat 90. Uważam tę opowieść za arcydzieło.

Dla telewizji pracują najciekawsi reżyserzy, bo narzekają, że dla kina można zrobić kolosa o wielkim budżecie albo skromny film niezależny. Znika film środka. Telewizja może wypełnić tę lukę?

Reklama
Reklama

Wierzę, że tak. Dostaliśmy licencję, by robić ciekawe serie, o rozsądnym finansowaniu. Możemy zatrudniać wybitnych reżyserów i operatorów. To dla telewizji wielka szansa pozyskania nowych widzów. 50 lat temu nie zdarzyłoby się, żeby w amerykańskich serialach grali aktorzy tej miary co Kevin Spacy, Glenn Close, Kevin Costner. Dzisiaj nikogo to nie dziwi. Współpracują z telewizją, bo tam dzieją się ciekawe rzeczy.

Ale w serialach brytyjskich największych nazwisk nie ma.

Bo aktorzy brytyjscy wyjeżdżają do Stanów. Ale są znakomici aktorzy wywodzący się z teatru. Mają mniejsze wymagania finansowe, są zdyscyplinowani, znakomicie pracują nad rolą. A gwiazdy dużego ekranu też powoli pozyskujemy. Na przykład Tom Hardy zagrał właśnie w miniserii „Taboo".

Jak właściwie wygląda praca scenariuszowa nad serialami? W ich czołówkach jest często wiele nazwisk.

W Stanach pracuje się w grupie. W Wielkiej Brytanii zawsze była tradycja indywidualnych autorów. Teraz zaczynamy od tego odchodzić. Na przykład „Shameless" pisaliśmy w kilka osób. Razem wymyślaliśmy tzw. drabinkę, a potem osobno tworzyliśmy odcinki. W „The Five", współpracując z Cobenem, napisaliśmy drabinkę, a potem mieliśmy do pomocy trzech scenarzystów. Ale 12 odcinków „Ordinary Lies" napisałem sam.

Ma pan nagrody BAFTA i Emmy. A co pan sam uważa za swój największy sukces?

Reklama
Reklama

W przypadku telewizji niełatwo powiedzieć, co jest sukcesem, a co nie. Zrobiłem kiedyś show dla BBC 1, który krytycy przyjęli bardzo chłodno, a publiczność zareagowała niesamowicie. Słupki oglądalności poszybowały bardzo wysoko. To wielka satysfakcja. Ale też każdy ma teksty, które są mu bliskie. Z Paulem Abbotem napisaliśmy trzyodcinkowy miniserial „Exil" o relacjach ojca i syna. Wiele osób pytało, czy to mój osobisty film-eksperyment. Oczywiście nie, ale były tam elementy, które lubię: portrety ludzi, trochę thrillera, tajemnica przeszłości.

Jak pan widzi przyszłość seriali?

Trudno powiedzieć, jest tak ogromna liczba stacji, kanałów. Robi się sporo chaosu i szumu. Sporo ciekawych pozycji ginie, przechodzi niezauważonych. To dla twórców pewien problem, bo każdy chce się czuć jak ktoś specjalny. Ale dzisiaj najważniejsze pytanie brzmi: Jak rozwinie się Netflix? Wiele osób chce oglądać seriale w czasie dla siebie wygodnym i po kilka odcinków razem.

Netflix i podobne mu stacje są więc przyszłością?

Tak daleko idących wniosków bym nie wyciągał. W dobrych, tradycyjnych stacjach stale nocą ogląda show po 5 mln ludzi. Więc to nie jest jeszcze koniec.

Reklama
Reklama

Tajemnica przeszłości powraca

Serial „Porzucony według Harlana Cobena" emituje Canal+. Pierwsze odcinki z dziesięciu nakręconych można obejrzeć w najbliższą sobotę lub w niedzielę (Jego bohaterowie na zdjęciu). Czwórka nastolatków idzie bawić się do lasu. Pałęta się przy nich pięciolatek. Przeszkadza, więc każą mu wrócić do domu. I nigdy więcej go nie zobaczą. Jesse znika. Przyjaciele – wśród nich Mark, starszy brat Jessego – żyją z poczuciem winy. 20 lat później porobili kariery. Jest wśród nich prawnik, lekarz, pracownik społeczny, policjant. Ale przeszłość wraca, DNA Jessego odkrywają policjanci w miejscu zbrodni, gdy prowadzą śledztwo w sprawie morderstwa prostytutki. Co robił tam Jesse? Był jej klientem? A może zabójcą? Scenariusz napisali autor niezwykle poczytnych kryminałów Harlan Coben i Danny Brocklehurst. —bh

Sylwetka

Danny Brocklehurst, scenarzysta, producent

Ur. w 1971 r. Autor bądź współautor scenariuszy do seriali: „Clocking Off", „Shameless. Niepokorni", „Driver", „Talk to Me", „Ordinary Lies" czy „Porzucony według Harlana Cobena". Na 2017 r. zapowiadana jest premiera „In the Dark" o człowieku prowadzącym podwójne życie: właściciela warsztatu i gangstera. Laureat Emmy za „Accused" i „Lindę Green" oraz BAFTA za „Shameless".

Telewizja
Gwiazda „Hotelu Zacisze” nie żyje. Prunella Scales miała 93 lata
Telewizja
Nagrody Emmy 2025: Historyczny sukces 15-latka z „Dojrzewania”. „Studio” i „The Pitt” najlepszymi serialami
Telewizja
Legendy i nieco sprośności w nowym sezonie Teatru TV: Fredro spotyka Mickiewicza
Telewizja
Finał „Simpsonów” zaskoczył widzów. Nie żyje jedna z głównych bohaterek
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Telewizja
„The Last of Us” bije rekord w Ameryce, a zagrożenie rośnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama