Kolega, niestety, jak się okazało – homofob pełną gębą, szybko zaczął stękać. Że ciekawe, kto kogo po ślubie przez próg przenosił i takie inne. Tłumaczyłem mu, że w ojczyźnie Pawła i Gawła, którzy w jednym stali domu, mógłby sobie darować heteroseksualne uszczypliwości. Fajnie, że przyjechali i fajnie, że im TVN opłacił podróż. Rzecznik stacji wszystko wyjaśnił: „Jako telewizja komercyjna, kładąca duży nacisk na publicystykę uznaliśmy, że dla naszych widzów będzie to interesujący wywiad”. Siedliśmy wygodnie w fotelach, kolega na wszelki wypadek dłoń położył na pilocie i czekamy. Kilka tradycyjnych seksistowskich reklam i nareszcie są: ale nie Brendan i Thomas, tylko Morozowski z Sekielskim. Też dobrze. Przytrzymali tamtych na deser, a danie główne zrobili z Pitery, która musiała się tłumaczyć na żywo z tego, że łazi po telewizjach. – Geje na żywo, ho ho, będzie się działo – mówi kolega. Ale w TVN chyba się bali, że im goście numer wytną, a oni tego już wyciąć nie zdążą, bo puścili ich z taśmy. Okazało się, że to fajne chłopaki, takie po polsku niepozbierane. Dopiero Morozowski im uświadomił, że przelecieli ocean na próżno, bo prezydent się z nimi nie spotka. – Radio Zet do nich dzwoniło, i Kampania przeciw Homofobii, Ryszard Kalisz po Sejmie oprowadzał i nikt im nie powiedział? – zawołał kolega tak głośno, że aż wstyd przed sąsiadami. I dawaj znowu stękać o oczepinach. A ja się wzruszyłem, jak Thomas mówił, że musiał prosić Brendana o rękę przez półtora roku i że na homoseksualizm „zawsze można spojrzeć z perspektywy królestwa zwierząt”. Więcej homofoba nie zaproszę.

blog.rp.pl/feusette