Sposób, w jaki reżyser przedstawia tym razem swych bohaterów i ich słabostki, różni się jednak od jego dotychczas pobłażliwego, ironicznego, pełnego humoru spojrzenia z „Czarnego Piotrusia” i „Miłości blondynki”. Łagodną ironię, wyrozumiały dystans zastąpiło spojrzenie ostre, bezkompromisowe. Choć teoretycznie każde ujęcie filmu mogło być nakręcone ukrytą kamerą na jakimś prowincjonalnym balu strażackim, jest on czymś więcej niż rekonstrukcją rzeczywistości, urasta do rangi metafory.