Na pierwszy rzut oka mułłowie i rządzący krajem prezydent Mahmud Ahmadineżad mogą być dumni z filmu „Listy do prezydenta”. Iran wygląda w nim bowiem jak kraina szczęścia i harmonii społecznej. Prezydent jeździ z wizytami na prowincję. Tłumy rozradowanych obywateli witają go z entuzjazmem, a on odwdzięcza się poklepywaniem rodaków po plecach.
Tyle, że reżyser zderza te optymistyczne obrazki z tytułowymi listami, w których miliony Irańczyków błagają o rozwiązanie ich problemów. Zgodnie z duchem islamu proszą o jałmużnę. Wierzą, że wódz im pomoże. Jedni chcą pożyczkę na utrzymanie rodziny, inni na zakup owiec. Szukają pomocy w sprawie operacji córki lub znalezieniu pracy dla syna. Z listów wyłania się obraz społeczeństwa zmęczonego biedą i oszukiwanego przez władzę.
Ahmadineżad ma na prośby rodaków jedną odpowiedź – gospodarskie wizyty. W ten sposób sceny nakręcone przez Loma – wbrew intencjom rządzących republiką islamską – stają się obrazkami z rytuału pustych gestów, które mają tworzyć fałszywe poczucie bliskości prezydenta z narodem.
[i]20.45 | Planete | NIEDZIELA[/i]