Sztuka, produkcyjniak, mówi o zmaganiu młodych robotników ze starymi w zakładzie szlifierskim. Rywalizacja kończy się międzypokoleniową zgodą i zdemaskowaniem wrogów sytemu. Dla tego propagandowego dramatu, reżyser Remigiusz Brzyk postanowił znaleźć chwytliwą formę teatralną.
Na sześciu telewizorach, zamontowanych na ścianach sali, obserwujemy aktora (Wojciech Błach), który zaczyna kłócić się z pracownikami technicznymi. Gdy chce zapalić papierosa - pokazują mu znak zakazu. Zdziwiony, więc pyta: "jak to w teatrze nie wolno palić?" Okazuje się, że, choć wygląda młodo, grał 59 lat temu w prapremierze „Brygady szlifierza Karhana” w reżyserii Kazimierza Dejmka, inaugurującej działalność Teatru Nowego. Aktor znika z ekranów telewizorów i pojawia się na scenie, a za nim wchodzą przodownicy pracy. To, co dzieje się potem, jest jego wspomnieniem i próbą powrotu do przedstawienia. Ale czasy się zmieniły, a teatr wraz z nimi.
Spektakl Brzyka, choć krótki, kipi od pomysłów. Często bardzo śmiesznych. Jak w scenie z karaoke, w której robotnicy śpiewają teksty z wyświetlanych kronik filmowych. Zabawny jest też moment, w którym aktor ze spektaklu sprzed 59 lat, komentuje wygląd sceny: „no, proszę... kamerki, telewizorki”. Czuje się autoironię i żart z polskiego teatru, który wyręcza się technologią.
Nie wszystkie pomysły Brzyka są jednak udane. Kiczowate są liryczne sceny, w których w blasku zielonego światła aktorzy w kombinezonach i goglach wolno poruszają się w rytm spokojnej muzyki. Albo jak w skupieniu podają sobie nakrętki do śrubek, co ma podkreślić ich kolektywną pracę. Dramatyczny w założeniu, moment odrzucenia starego robotnika przez kolegów z pracy, jest słabo zagrany, a bezradność widać w próbie pokazania radości robotników. Aktorzy wyją i krzyczą, a obok nich spadają z łoskotem nakrętki od śrubek. Reżyser zdecydował się na najmniej subtelny środek teatralny - ogłuszył widzów.
Gdyby Remigiusz Brzyk zachował w całym spektaklu dystans, „Brygada" byłaby zabawnym ukłonem w stronę przedstawienia Kazimierza Dejmka z 1949 r. Tymczasem zagubił się wśród rozwiązań i niestety uderzył w ton poważny.