Grany w Gdańsku, w kolebce Solidarności „Hamlet" z Teatru im. Słowackiego w Krakowie ze scenografią i kostiumami Małgorzaty Szydłowskiej, dziejący się w lofcie na terenie dawnej stoczni, obudowanym portowymi kontenerami, pokazał, jak Polacy wyprzedali ideały ruchu wolnościowego za dobra konsumpcyjne. Zniszczyli również tę międzyludzką solidarność, demontują demokrację.
TVElsynor
Symbolem tego w spektaklu jest Duch zamordowanego ojca Hamleta, stylizowany na szeryfa z pamiętnego plakatu wyborczego z czerwca 1989 r. To jego zabił Klaudiusz (Wojciech Skibiński), przejmując władzę w kraju, który staje się więzieniem. Diagnoza jest tym bardziej wstrząsająca, że Ducha gra dziecko (fenomenalny Tytus Grochal): odzyskana wolność szybko padła ofiarą starych polskich demonów, znowu nie poradziliśmy sobie z wolnością.
To, co na premierze przed pandemią brzmiało w spektaklu jak alarm, teraz może być odbierane jako ostatnie ostrzeżenie dla katolickich hierarchów. Interpretacja szekspirowskiego tekstu wywiedziona jest bowiem z frazy stanowiącej przestrogę dla Poloniusza (znakomity Tomasz Międzik), by nie zachowywał się jak fałszywy klecha. Poloniusz jest kościelnym hierarchą. Cynicznie trzęsie dworem z myślą o doraźnych interesach Kościoła.
Zaczerpnięty z kazania krakowskiego arcybiskupa Jędraszewskiego monolog, szczujący przeciwko tym, którzy chcą żyć i myśleć inaczej – nabrał jeszcze większej mocy. Tak jak scena umizgów do hierararchy w wykonaniu rządzącej pary. Spełnia się prognoza Jarosława Kaczyńskiego sprzed lat, gdy mówił, że Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe doprowadzi swym konserwatywnym radykalizmem do dechrystianizacji Polski. Tyle tylko, że tę rolę gra teraz PiS.
W takiej aurze hierarcha w spektaklu może bez żenady powtórzyć znane z kampanii prezydenckiej „LGBT to nie ludzie, to ideologia". Elementem zaś zakłamanego systemu władzy jest też TVElsynor, gdzie dowody przestępstw rządzących są obracane przeciwko stającym w obronie państwa. Stołeczni aktorzy padają ofiarą cenzury. Rosencrantz (Mateusz Janicki) i Guildenstern (Dominik Stroka) zaś niby parodiują ubranych na czarno nieznanych sprawców, mających zastraszyć Hamleta, a de facto są szantażystami działającymi na zlecenie władzy.