Czy zrobienie spektaklu z książki „Listy do Pani B." zaproponowała autorka?
Marek Koterski:
Nie. To prezent dla żony – aktorki Małgosi Bogdańskiej. Jej macierzysty Teatr Ochota się rozpadł, a granie jest dla niej sprawą życia. Ma z tym kłopot, bo, tak jak ja, nie chce robić rzeczy, których nie akceptuje. Dlatego od dłuższego czasu myślałem o monodramie dla niej. Pewnego dnia kupiłem jej jedno z kobiecych czasopism, do którego była dołączona książka z felietonami Krystyny Jandy „Listy do pani B.". Poczułem materiał na spektakl, choć tego Małgosi nie powiedziałem.
Chciał pan sprawdzić reakcje?
Nie. Wszystko odbywało się spontanicznie. Im dłużej działam w zawodzie, tym częściej kieruję się intuicją. Co najzabawniejsze, żona nie wyobrażała sobie, jak zamierzam wystawić felietony. A gdybym dziś chciał racjonalnie moją chęć wytłumaczyć – powiedziałbym, że zdecydowała wielość emocji w tekście. Odczytałem bowiem książkę jako próbę rozmowy kobiety z drugą stroną jej osobowości – nadwrażliwej, którą na co dzień trudno pokazać. Przecież fabuły właściwie w książce nie ma.