Katarzyna Janowska, nowa dyrektor artystyczna katowickiego festiwalu, odrzuciła wymyśloną przez Jacka Sieradzkiego niepowtarzalną formułę tej imprezy. Nie ma więc ograniczeń, jeśli chodzi o czas, jaki upłynął od debiutu reżysera – do konkursu może stanąć każdy, nawet nestorzy zawodu. Pożegnano rzemieślniczą ideę pasowania najlepszego reżysera konkursu z czeladnika na mistrza. W efekcie tegoroczny konkurs stał się rywalizacją gigantów – do pojedynku stanęli aż czterej zdobywcy Lauru Konrada (nagrody nazwanej tak na cześć Konrada Swinarskiego): Remigiusz Brzyk, Jan Klata, Marcin Liber i Radosław Rychcik oraz Ewelina Marciniak, która rok temu była o włos od głównej nagrody, otrzymując od jurorów dwa mieszki z 10 tysiącami złotych (a co najmniej trzech trzeba, by dostać Laur Konrada).
Dobrą innowacją okazało się wprowadzenie kryterium tematycznego wyboru prezentowanych spektakli. W tym roku nadrzędną ideą festiwalu stała się wolność. Być może hasło to determinował też zmieniony termin festiwalu z marca na listopad, w którym to miesiącu Święto Niepodległości wyznaczało jego półmetek.
Aż trzy propozycje konkursowe to narodowa klasyka poruszająca tego rodzaju problematykę. Wystawione w reżyserii Radosława Rychcika w Teatrze Nowym w Poznaniu „Dziady" za sprawą zaskakującej implementacji ludowego obrzędu dziadów na grunt amerykańskiej popkultury stały się nie tylko manifestem wolności murzyńskich niewolników, ale uniwersalną rozprawą rozprawą o wolności i zniewoleniu. Nie wątpię, że to odważne i przewrotne odczytanie Mickiewicza już na zawsze zmieni naszą percepcję „Dziadów". Radosłąw Rychcik dostał dwa mieszki z rąk reżyserów Grzegorza Jarzyny i Roberta Talarczyka, nagrodę dziennikarzy, a także nagrodę Stanisława (Wyspiańskiego) - zaproszenie do reżyserii w Teatrze Śląskim. Za rolę Gustawa-Konrada nagrodę specjalną "Dziennika Teatralnego" otrzymał Mariusz Zaniewski.
Groteskowe w ujęciu Jana Klaty „Termopile polskie" Micińskiego z Teatru Polskiego we Wrocławiu zaskoczyły nie tylko trafnością politycznych diagnoz narodowej klęski, jakimi były rozbiory, ale i niezwykłą aktualnością wobec współczesnych zagrożeń dla polskiej niezawisłości płynących z odradzającej się imperialnej Rosji i naszego hedonizmu i konsumpcjonizmu. Zagrane przez aktorów Teatru Polskiego w Bydgoszczy „Wesele" w reżyserii Marcina Libera stawia tezę, iż wolność nie jest potrzebna tym, którzy do niej nie dorośli lub po prostu nie zasługują na nią. Przedstawiony przez Libera zbiorowy portret Polaków jest odrażający, epatuje przemocą i skażoną nią erotyką – nawet gdybyśmy otrzymali upragnioną wolność, to zamienilibyśmy ją w anarchię - zdaje się mówić Liber.
Na klasyce żeruje duet Michał Buszewicz - dramaturg i Ewelina Marciniak - reżyserka. Tym razem wzięli się za „Skąpca" Moliera i przerobili go w Teatrze Polskim w Bydgoszczy tak, że trudno poznać oryginał. Granice wolności w tym bez wątpienia nowatorskim, ale i bardzo efekciarskim odczytaniu wyznacza libertynizm połączony z naturalizmem. Zachłanność, nienasycenie i materializm młodych w „Skąpcu"to gorzki portret pokolenia reżyserki sztuki. Marciniak otrzymała nagrodę publiczności „Interpretacji".