Donald Trump zapowiedział, że jeszcze w tym tygodniu podpisze nową ustawę. Wówczas administracja będzie miała 60 dni na identyfikację przedsiębiorstw, które układają gazociąg na dnie Bałtyku. Te zaś w ciągu 30 dni będą musiały wstrzymać prace, aby uniknąć sankcji. Chodzi o zamrożenie aktywów ściganych spółek w USA, zakaz prowadzenia przez nie biznesu z amerykańskimi podmiotami oraz odmowę wjazdu do Stanów dla członków ich zarządu.
Kluczową rolę w pracach nad budową Nord Stream II odgrywa szwajcarska firma specjalistyczna Allseas Group. Jest właściwie przesądzone, że nie będzie chciała się narazić na otwarty konflikt z Waszyngtonem. Kiedy wycofa się z Bałtyku, na placu budowy pozostanie tylko jeden rosyjski statek zdolny przeprowadzać podobne prace. To radykalnie spowolni postęp przedsięwzięcia.
Jednak gazociąg jest na finiszu: ułożono już 1800 km rury i pozostało tylko 300 km do zakończenia projektu. Konsorcjum szacuje, że roboty skończą się w połowie stycznia, zanim jeszcze wejdą w życie sankcje.
Przede wszystkim jednak restrykcje nie uderzą w interesy finansowe pięciu zachodnich koncernów, które są z Gazpromem udziałowcami projektu: Engie, Uniper, OMV, Wintershall i Royal Dutch Shell. Waszyngton nie zdecydował się także na wprowadzenie zakazu eksportu do Rosji materiałów i sprzętu niezbędnego do budowy rurociągu albo odcięcia Moskwy od zachodnich rynków finansowych, jak to zrobił np. wobec Iranu.
W czasie debaty w Kongresie nad projektem ustawy napisanym przez republikańskiego senatora z Teksasu Teda Cruza i demokratkę z New Hampshire Jeanne Shaheen zrezygnowano w końcu z takich radykalnych działań w obawie, że doprowadzi to do radykalnego starcia z zachodnimi sojusznikami Ameryki.