Influencer James Potok znany w mediach społecznościowych jako Potok Philipp, leciał samolotem z Toronto na Jamajkę. W pewnym momencie zaczął krzyczeć, że jest zarażony koronawirusem. Na pokładzie znajdowało się 243 pasażerów. - Czy mogę prosić wszystkich o uwagę? Właśnie wróciłem z prowincji Hubei, stolicy koronawirusa. Nie czuję się zbyt dobrze. Dziękuję - miał powiedzieć mężczyzna. 15 minut później personel linii lotniczych poprosił go o założenie maski i rękawiczek.
Gdy aresztowano 28-latka, tłumaczył, że „to był tylko żart”. - To coś innego niż gdybym powiedział, że mam do siebie przypiętą bombę - stwierdził. - Dla mnie był to po prostu żart - dodał.
Ostatecznie influencer przeprosił za swoje zachowanie. - Bardzo mi przykro z powodu mojej ignorancji i niezrozumienia, że to epidemia oraz, że kiedy ludzie słyszą to słowo w ich odczuciu jest to synonim gróźb - powiedział Potok Philipp. - Myślałem, że to wywoła reakcję. Nie sądziłem, że to, co zrobię zostanie uznane za nielegalne. Z perspektywy czasu prawdopodobnie nie był to najlepszy pomysł - dodał.
Policja potwierdziła, że Potok został przebadany przez personel medyczny po przybyciu na lotnisko Pearson i uznano, że nie ma on żadnych objawów, które wskazywałyby na to, że jest zakażony koronawirusem.
9 marca mężczyzna ma stawić się w sądzie w Ontario.