Kapitan Aleksandr Fiłatow służył w FSO – Federalnej Służbie Ochrony, odpowiedniku polskiej Służby Ochrony Państwa (dawny BOR). Zmarł 26 kwietnia, poinformowało rosyjskie internetowe wydanie „Meduza”.
Teraz około 20 kolejnych pracowników FSO (prawdopodobnie służących z Frołowem) wysłano na kwarantannę.
Zmarły służył w tzw. szóstym wydziale łączności rządowej, prawdopodobnie zajmował się łącznością radiową. „Nie kontaktował się z najważniejszymi osobami w państwie” – powiedział „Meduzie” jeden z pracowników FSO. Ale zastrzegł, że o śmierci kolegi nie słyszał, gdyż budynki należące do „łączności rządowej” rozrzucone są po całej Moskwie, a nawet w regionie podmoskiewskim (obsługując rezydencje prezydenckie i rządowe).
Jednak przy okazji śmierci oficera, inni rozmówcy wydania opowiedzieli jak wygląda ochrona przed wirusem na Kremlu i leczenie w resortowych placówkach zdrowia należących do kontrwywiadu FSB.
- Kiedy (pierwszy raz Frołow) pojechał do polikliniki dali mu zwolnienie i kazali przyjechać za trzy dni. Potem zrobili rentgen i nic nie znaleźli. Znów wysłali do domu. Po dwóch dniach gorzej się poczuł i sam przyjechał do szpitala. Wysłali na tomografię i tylko wtedy zobaczyli dwustronne zapalenie płuc. Jeszcze po dwóch dniach wprowadzili go w stan sztucznej śpiączki i podłączyli do respiratora. Po 11 dniach zmarł – opowiadał jeden ze znajomych kapitana.