Według sondażu ośrodka YouGov dla gazety „Sunday Times”, konserwatyści mogą obecnie liczyć na 45-procentowe poparcie, a Partia Pracy zaledwie na 32 procent głosów. Systematycznie spadają też notowania samego Browna, który przejmując w czerwcu władzę od Tony’ego Blaira, przez kilka miesięcy cieszył się zaskakująco wysokim poparciem.
Dobra passa skończyła się we wrześniu – wraz z kłopotami hipotecznego banku Northern Rock. Zaraz potem media doniosły, że nie wiadomo, gdzie podziały się poufne dane 25 milionów obywateli, a policja wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości w finansowaniu Partii Pracy.
Kilka dni temu Brown w obawie przed brytyjskimi eurosceptykami nie wziął udziału w ceremonii podpisania nowego unijnego traktatu w Lizbonie – parafował go dopiero, gdy inni przywódcy UE byli już na obiedzie, a dookoła nie było tłumu dziennikarzy. Na wszystko nakładają się coraz gorsze nastroje społeczne. Według sondaży 53 proc. Brytyjczyków obawia się przyszłorocznej recesji.
Liderzy Partii Pracy na razie zachowują zimną krew, bo Brown może poczekać z rozpisaniem następnych wyborów nawet do wiosny 2010 r. Jednak zdaniem dziennika „Daily Telegraph” szeregowi politycy mają wątpliwości, czy obecny przywódca będzie w stanie poprowadzić partię do kolejnego zwycięstwa. Testem będą majowe wybory lokalne. „Jeśli przegramy, pojawią się pytania o przywództwo w partii” – powiedział gazecie poseł z Norwich Ian Gibson.