– Ten wieczór to początek comebacku, comebacku dla Ameryki – stwierdził po ogłoszeniu wyników wyraźnie zadowolony Romney. Zaledwie tydzień wcześniej podobnego określenia użył zwycięzca z New Hampshire senator John McCain.
Wielu komentatorów mówiło przed Michigan, że Romney, który pochodzi z tego stanu, a jego ojciec był tam gubernatorem, musi zwyciężyć w tej potyczce, by móc liczyć się w dalszej walce.
I odniósł zdecydowane zwycięstwo. Zdobył 39 procent głosów, a McCain, któremu sondaże dawały niemal równe szanse na zwycięstwo, tylko 30 procent. Trzeci, z zaledwie 16 procentami, był zwycięzca z pierwszego starcia w Iowa Mike Huckabee.
Wygrana Romneya, który zanim został gubernatorem Massachusetts, był przez lata bardzo cenionym biznesmenem, wiąże się nie tylko z jego statusem „miejscowego”, ale też z problemami gospodarczymi, z jakimi boryka się Michigan. Słaba kondycja amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego, którego bazą jest ten stan, sprawiła, że bezrobocie sięga tam 7,4 procent, a więc znacznie przewyższa krajową średnią (5 procent). Romney zapowiedział, że jako prezydent zasiądzie do rozmów z przedstawicielami wielkich koncernów, związków zawodowych i Kongresu, by wspólnie opracować program wyjścia z zapaści.
„Romney pokonał McCaina, bo główną sprawą w tej kampanii staje się gospodarka, a Romney ma w tej kwestii silniejsze przesłanie dla wyborców” – zauważa na łamach wpływowego prawicowego tygodnika „Weekly Standard” publicysta Fred Barnes. Jego zdaniem McCain wciąż jednak będzie miał większe szanse na nominację, jeśli tylko wprowadzi do swej kampanii program znaczących reform gospodarczych.