– Nie jesteśmy robolami, z którymi można robić, co się chce! Będziemy walczyć do końca! – wykrzykiwał przez megafon jeden z przywódców wczorajszej manifestacji. Na placu przed kościołem w dzielnicy Riemke w Bochum ponad głowami 20 tysięcy ludzi z całego Zagłębia Ruhry powiewały czerwone sztandary związków zawodowych IG Metall.
Był to pierwszy z serii protestów przeciwko przeniesieniu wytwórni telefonów komórkowych Nokii do Rumunii. Fiński koncern ogłosił w zeszłym tygodniu, że zamyka swą fabrykę w Bochum i zwalnia ponad 2 tysiące pracowników.
„Nokia musi zostać”! i „Stop chciwości koncernów!” – wykrzykiwali demonstranci. Wśród nich byli związkowcy z Volkswagena, Siemensa, Forda i wielu innych zakładów. Nawet z Kolonii i Kaiserslautern. W tamtejszych fabrykach Opla ponad 2 tysiące pracowników nie przystąpiło do pracy, aby móc wziąć udział w protestach.
Stawili się politycy: szef frakcji lewicy w Bundestagu Oskar Lafontaine, minister finansów Peer Steinbrück oraz sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki Hartmut Schauerte. Ostry atak na Nokię przypuścił szef IG Metall Berthold Huber. Zarzucił koncernowi chciwość, pogardę dla ludzi i kłamstwo. – Nie ujdzie wam to na sucho! – zapowiedział.
Dla szefa rady zakładowej Nokii Wernera Hammera Bochum stało się symbolem walki o prawa pracownicze. Hammer niedawno wrócił z centrali Nokii w Finlandii z jak najgorszymi wiadomościami. Okazuje się, że nie będzie dyskusji na temat dalszego funkcjonowania zakładu w Bochum. Zostanie definitywnie zamknięty. Jedyne, co interesuje Nokię, to ustalenie ze związkami zawodowymi warunków odpraw dla pracowników.