Oficjalnie Pakistan, jak większość krajów muzułmańskich, nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Okazuje się jednak, że strategiczne interesy są czasem ważniejsze od ideologii i religijnej solidarności z żyjącymi pod okupacją Palestyńczykami.Według pragnącego zachować anonimowość izraelskiego dyplomaty do spotkania prezydenta Perweza Muszarrafa z ministrem Ehudem Barakiem doszło kilka dni temu w paryskim hotelu Raphael. – To prawda. Prezydent wychodził z hotelu, a minister Barak akurat wszedł do holu. Spotkali się przypadkiem – powiedział zapytany o to przez dziennikarzy rzecznik pakistańskiego MSZ.

Cytowany przez dziennik „Haarec“ anonimowy rozmówca utrzymuje jednak, że nie ma mowy o przypadku. Dzień po spotkaniu w holu miały się odbyć zaplanowane wcześniej rozmowy, które trwały godzinę. Ich głównym tematem był irański program atomowy. Możliwość pozyskania broni jądrowej przez reżim ajatollahów niepokoi bowiem nie tylko Izrael, ale i Pakistan.

Oficjalnie Islamabad bierze stronę Teheranu, z którym utrzymuje bliskie polityczne i gospodarcze stosunki. Broni „prawa Iranu do posiadania technologii nuklearnej do celów pokojowych“ i wzywa do dyplomatycznego rozwiązania sporu, który toczy się w tej sprawie.Najwyraźniej jednak Pakistan – który podobnie jak Izrael jest jednym z najbliższych sojuszników USA w wojnie z terroryzmem – ma poważne wątpliwości co do intencji Iranu. Nie chce też stracić statusu jedynego muzułmańskiego mocarstwa atomowego.

Sprawa pakistańskiego arsenału nuklearnego pojawiła się zresztą również podczas paryskich rozmów Muszarrafa z Barakiem. Izraelski minister miał wyrazić zaniepokojenie z powodu ostatnich politycznych zawirowań w Pakistanie i zapytał, czy nie ma niebezpieczeństwa, że głowice dostaną się w ręce tamtejszych muzułmańskich ekstremistów. Prezydent Muszarraf miał zapewnić, że taki apokaliptyczny scenariusz jest wykluczony, bo broń atomowa „jest doskonale strzeżona“.