– Będziemy współpracować z Serbią. Chcielibyśmy, by tak szybko, jak to możliwe, Serbia znalazła się jak najbliżej europejskiej drogi – natychmiast obiecał szef unijnej dyplomacji Javier Solana. W Belgradzie nie wszyscy mu jednak wierzą. Serbowie do dziś pamiętają, że to on – jako szef NATO – decydował o bombardowaniu Serbii w 1999 roku.
Ale Tadić jest dobrej myśli. – Serbia jest wspaniałym demokratycznym krajem i ma przed sobą wspaniałą przyszłość. Tylko czeka nas dużo pracy – mówił do tłumów.
Jednak o tym, że to jego czeka największa praca, mówią tu niemal wszyscy. – Zwyciężył, ale ma solidną lekcję do odrobienia. Nikolić przegrał, ale ma się świetnie. Poparło go ponad milion ludzi więcej niż w wyborach w 2004 roku. To znak dla Tadicia, że musi zacząć współpracować z innymi demokratycznymi ugrupowaniami, bo inaczej wkrótce okaże się wielkim przegranym – mówi Duszan Janjić, znany serbski komentator. Od lat serbskie partie demokratyczne są skłócone i nie potrafią się porozumieć. To właśnie wykorzystali radykałowie. – Te wybory zdecydowanie umocniły pozycję Tadicia, który w ciągu jednej nocy wyrósł na najpotężniejszego męża stanu w Serbii. Jego rywal z Demokratycznej Partii Serbii, premier Vojislav Kosztunica nawet mu nie pogratulował – mówi szef niezależnej agencji prasowej Fonet Zoran Sekulić.
Ostrożnie ocenia zwycięstwo Tadicia również redaktor naczelny tygodnika „Vreme”. – Jestem szczęśliwy, że Tadić wygrał, bo to dobrze dla Serbii. Ale jego zwycięstwo pokazało też, że połowa narodu jest rozgoryczona polityką demokratów. Gdyby dziś odbywały się wybory parlamentarne, to radykałowie mogliby wejść do rządu. A to byłoby już duże zagrożenie – mówi Dragoljub Zarković.
Stanko Bujcić, Serb po sześćdziesiątce, głosował na Tadicia, bo ten obiecuje, że nie odda Kosowa Albańczykom. On sam urodził się w Priz-ren w Kosowie, ale nie był tam od 1988 roku. Jego rodzina miała tam trzy domy i wielki ogród z winnicą. Dziś nie ma nic. – Przyszli Albańczycy i zabili mi ojca i dziadka. Spalili domy. Mój znajomy wie, kto to zrobił, ale co ja mogę zrobić? Pojadę to i mnie zastrzelą – opowiada. Gdy wybuchła wojna w Jugosławii, akurat pracował w Polsce. Jako inżynier przez dwa lata budował fabrykę w Szamotułach. Po powrocie błagał ojca, by przeprowadził się do jego domu, do Belgradu: – Nie chciał. Mówił: tu jest moja ziemia, wolę tu umrzeć.