Kilka dni temu milicjanci wyprowadzili z Domu Polskiego w Żytomierzu (120 km na zachód od Kijowa) polską działaczkę. – Prezes obwodowej organizacji Związku Polaków na Ukrainie Wiktoria Szczur nielegalnie pobierała pieniądze za przyjmowanie wniosków o Kartę Polaka – powiedział “Rz” dyrektor Domu Polskiego Jerzy Bagiński.
– To nieprawda. Było wprost przeciwnie. To pan Bagiński przyjmował po 35 hrywien (ok. 16 zł – red.) za wniosek, a teraz usiłuje oskarżać o to mnie! – przekonuje w rozmowie z “Rz” Wiktoria Szczur.
– Przy stoliku w Domu Polskim za darmo pomagałam działaczom mojej organizacji z Korostenia wypełniać wnioski i przygotowywałam swoją opinię, którą trzeba przedłożyć konsulowi. Wtedy pojawili się milicjanci. To było naprawdę straszne! Na szczęście wszyscy potwierdzili, że Bagiński oskarżył mnie bezpodstawnie – opowiada zdenerwowana prezes. Jej wersję wydarzeń potwierdza Roman Naumowicz ze Związku Polaków na Ukrainie. – Nasza prezes nigdy nie pobierała żadnych opłat – podkreśla.
W ukraińskich miastach nieraz funkcjonuje po kilka konkurencyjnych polskich organizacji
Sytuacja Żytomierza, gdzie mieszka największa grupa Polaków na Ukrainie (ok. 80 tys.), jest szczególna. Mimo wielu apeli tego środowiska, w mieście nie ma polskiego konsulatu. Raz na tydzień dojeżdża tu dwóch polskich konsulów z odległego o 255 kilometrów Łucka (obwód żytomierski podlega konsulatowi właśnie w tym mieście, choć do Kijowa jest o wiele bliżej). Urzędują w Domu Polskim, który należy do Wspólnoty Polskiej i którego rolą jest udostępnianie lokali wszystkim polskim organizacjom. Dyrektor Jerzy Bagiński jest prezesem jednej z nich: Dobroczynnego Towarzystwa Kultury Polskiej na Żytomierszczyźnie im. Kraszewskiego. To organizacja konkurencyjna wobec lokalnego oddziału Związku Polaków na Ukrainie.