„Były poważne zagrożenia, wpadki, a nawet kuriozalne sytuacje” – mówił gazecie „Komsomolskaja Prawda” Walerij Wieliczko, były szef Dziewiątego Zarządu KGB ds. ochrony najwyższych urzędników państwowych. Dziewiątka udaremniła zamach na prezydenta USA Ronalda Reagana podczas wizyty w ZSRR w 1988 r. – Był sygnał, że przywódcę USA ma zabić akredytowany zagraniczny dziennikarz. Znaleźliśmy go: był nieuleczalnie chory na raka – mówił Wieliczko.

Wpadka, którą najbardziej zapamiętał były oficer KGB, miała miejsce, gdy do Moskwy przyjechał następca Reagana,George Bush. „Zatrzymał się w rezydencji amerykańskiej ambasady. Sprawdzaliśmy teren. Nagle ktoś zauważył faceta przy oknie w pobliskim bloku z tajemniczym przedmiotem w rękach. Trzy minuty... i ochroniarze znaleźli się w mieszkaniu niedoszłego terrorysty, który trzymał pilota do telewizora. A snajper na dachu Ambasady USA cały czas czekał na rozkaz »strzelać«”.Wieliczko wyznał, że Gorbaczow był surowy dla ochroniarzy. Nie przestrzegał zasad bezpieczeństwa, a karał za najmniejszą wpadkę.„Zdarzały się kuriozalne sytuacje. Pewnego razu Gorbaczow pojechał z rodziną do elitarnego kurortu pod Jałtą. W rezydencji jego córka próbowała odsłonić zasłony. I nagle spadł jej na głowę karnisz. Dziewczynie nic się nie stało, ale z pracy wyleciało 15 pracowników ochrony, wśród nich dwukrotny bohater ZSRR” – opowiadał „Komsomolskiej Prawdzie”.

Dziewiąty Zarząd KGB powstał w czasach sekretarza generalnego KPZR Jurija Andropowa.