Kolor skóry bardziej Obamie pomaga, niż przeszkadza

- Na największe poparcie Obama może liczyć nie wśród czarnych wyborców, ale wśród wysokowykwalifikowanych, wykształconych białych. Ci ludzie czerpią satysfakcję z pokazania całemu światu, że czarny Amerykanin może zostać prezydentem USA - twierdzi historyk i politolog David Greenberg

Aktualizacja: 30.10.2008 08:55 Publikacja: 29.10.2008 17:30

Barack Obama

Barack Obama

Foto: AFP

[b]Mimo że Obama może już za parę dni zostać pierwszym czarnym prezydentem USA w historii, kwestia rasy bardzo rzadko pojawiała się w tej kampanii. Dlaczego? [/b]

Dlatego, że Obama postanowił nie robić z rasy jednego z tematów swej kampanii. Gdy inni kandydaci zbliżali się do tego problemu, byli bardzo szybko besztani albo przez sztab Obamy, albo przez media za podnoszenie kwestii, która nie powinna być ich zdaniem podnoszona. W całej kampanii panowała obawa, że nawiązywanie do rasy może zaszkodzić kandydaturze Obamy. W przeszłości czarni politycy, którzy to czynili, tacy jak starający się o nominację demokratyczną Jesse Jackson, nie byli w stanie znaleźć szerszego poparcia poza czarnym elektoratem.

[b]Rasa okazała się tym razem mało ważna? [/b]

Jest ważna, ale w innym aspekcie. Zamiast przeszkadzać Obamie, bardziej mu pomagała. Już w prawyborach w Iowa było widać, że na największe poparcie może liczyć nie wśród czarnych wyborców, ale wśród wysokowykwalifikowanych, wykształconych białych. Ci ludzie zawsze byli antyrasistami i czerpią dodatkową satysfakcję z tego, że mogą pokazać reszcie Ameryki, całemu światu, iż czarny Amerykanin może zostać prezydentem USA. Gdyby Obama był biały, prawdopodobnie nie zostałby nawet kandydatem, nie mówiąc już o szansach na prezydenturę. Oczywiście w niektórych sytuacjach rasa jest dla Obamy obciążeniem, tak jak w przypadku tej części elektoratu, która ma bardziej lub mniej świadome uprzedzenia rasowe. Sondaże wskazują, że takich ludzi jest co najmniej 6-7 procent, ale znacznie większy odsetek wyborców popiera Obamę właśnie ze względu na kolor skóry.

[b]Czy byłoby tak samo, gdyby Obama był bardziej typowym czarnym kandydatem? Przecież jego wychowywała biała matka i biali dziadkowie. [/b]

Dziś ciężko powiedzieć, co jest typowe. To, co sprawdzało się w czarnej polityce za Jesse Jacksona, czyli 20-25 lat temu, nie sprawdza się dziś. Pokolenie Afroamerykanów, które weszło w dorosłość po sukcesie ruchu na rzecz praw obywatelskich, gdy w Ameryce zdążyło się zakorzenić na szeroką skalę przekonanie, iż czarni i biali są równi, ma inne spojrzenie. Przyczynił się do tego także ogromny wzrost czarnej klasy średniej. Ludzie po prostu przyzwyczaili się do większej integracji rasowej. Polityka konfrontacji, roszczeń, stawiająca interesy czarnych w opozycji do interesów białych, znajduje dziś coraz mniej zwolenników wśród Afroamerykanów. Obama to tylko jeden z wielu czarnych polityków, który uważają, że jego zadaniem jest zajmowanie się kwestiami, które normalnie nie były kojarzone w polityce z czarną Ameryką. Dlatego nie uczynił tematem swej kampanii na przykład pomocy murzyńskim gettom.

[b]Uciekł też od kontrowersji wokół czarnego pastora Jeremiah Wrighta... [/b]

W tym przypadku Obama próbował zjeść ciastko i mieć ciastko. W tym kierunku zmierzała jego słynna, wielce przereklamowana mowa o rasie, wygłoszona wiosną tego roku. Udało mu się tylko do pewnego stopnia. Udało mu się powiedzieć czarnym Amerykanom: jestem jednym z was, spójrzcie na moją pracę jako organizatora społecznego, na moją rodzinę, na mój Kościół. A zarazem powiedzieć białym: jestem jednym z was, posłuchajcie, jakim językiem mówię i o czym mówię, o jedności, a nie podziałach. Sprawa Wrighta sprawiła jednak, że Obama nie mógł utrzymać tej linii do końca, musiał opowiedzieć się po którejś ze stron. Zmusił go do tego sam Wright, który stwierdził: tak łatwo się nie wyśliźniesz, ja wciąż tu jestem i wciąż powtarzam to, co wcześniej mówiłem. Obama nie miał wyjścia, musiał umyć ręce, odciąć się od Wrighta, mimo że wiele go z nim łączyło.

[b]Czy nie zmarnował jednak okazji do podjęcia głębszej dyskusji o podziałach rasowych? [/b]

Kampania prezydencka nie jest właściwym forum dla takiej dyskusji. Cała sprawa była tak naładowana emocjami, tak wybuchowa. Proszę pamiętać, co się działo wtedy w kampanii: ludzie tacy jak Bill i Hillary Clinton byli nazywani rasistami. Przecież to absurd. Dlatego wszyscy bali się mówić o rasie. Polityka to nie miejsce na filozoficzne rozważania.

Poza tym nie jest dla mnie wcale oczywiste, czy tak wielu Afroamerykanów podziela przekonania Wrighta. Wielu moich czarnych znajomych miało pretensję do Obamy po jego przemówieniu o rasie właśnie o to, że wynikało z niej, iż poglądy Wrighta są typowe dla czarnej społeczności. A to nieprawda. To tylko jeden z nurtów.

Oczywiście jest i druga strona medalu. Nie wierzę w „liberalne skrzywienie mediów”, ale jeśli spojrzeć na stosunek mediów do Obamy, to trudno nie zauważyć, że większość utrzymywała nad nim swoisty „rasowy parasol ochronny”. Dziennikarze bardzo niechętnie zadawali trudne pytania związane z rasą i atakowali tych, którzy w otwarty sposób poruszali te kwestie. Dlatego między innymi negatywna kampania Hillary Clinton okazała się tak destruktywna dla niej samej — bo choć nie było w niej moim zdaniem elementów rasistowskich, wiele osób się ich dopatrywało.

[b]Jaki wymiar miałaby pana zdaniem ewentualna prezydentura pierwszego czarnego polityka w historii? [/b]

Z jednej strony będzie oczywiście miała wymiar symboliczny, pokazujący, że bariery rasowe w Ameryce padają. Z drugiej jednak, wiele zależy także od polityki, którą będzie prowadzić. Czy Obama zajmie się takimi problemami, jak wysoki odsetek przestępczości wśród czarnych, wyjątkowo niski poziom szkolnictwa w czarnych dzielnicach czy niższa średnia życia wśród czarnych niż wśród białych. To są problemy głęboko zakorzenione w kulturze i strukturze gospodarczej. Da się je rozwiązać, ale kosztem bardzo ciężkiej pracy i innowacyjnych rozwiązań. Problem w tym, że nowa administracja będzie musiała zmierzyć się z kryzysem finansowym, wojnami na Bliskim Wschodzie, reformą służby zdrowia i wiele innych. Wydaje się więc, że na nową politykę społeczną po prostu nie będzie czasu. Przynajmniej w pierwszych latach ewentualnej prezydentury Obamy.

[i]David Greenberg jest historykiem, politologiem, publicystą, profesorem Rutgers University [/i]

[b]Mimo że Obama może już za parę dni zostać pierwszym czarnym prezydentem USA w historii, kwestia rasy bardzo rzadko pojawiała się w tej kampanii. Dlaczego? [/b]

Dlatego, że Obama postanowił nie robić z rasy jednego z tematów swej kampanii. Gdy inni kandydaci zbliżali się do tego problemu, byli bardzo szybko besztani albo przez sztab Obamy, albo przez media za podnoszenie kwestii, która nie powinna być ich zdaniem podnoszona. W całej kampanii panowała obawa, że nawiązywanie do rasy może zaszkodzić kandydaturze Obamy. W przeszłości czarni politycy, którzy to czynili, tacy jak starający się o nominację demokratyczną Jesse Jackson, nie byli w stanie znaleźć szerszego poparcia poza czarnym elektoratem.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019