[b]Mimo że Obama może już za parę dni zostać pierwszym czarnym prezydentem USA w historii, kwestia rasy bardzo rzadko pojawiała się w tej kampanii. Dlaczego? [/b]
Dlatego, że Obama postanowił nie robić z rasy jednego z tematów swej kampanii. Gdy inni kandydaci zbliżali się do tego problemu, byli bardzo szybko besztani albo przez sztab Obamy, albo przez media za podnoszenie kwestii, która nie powinna być ich zdaniem podnoszona. W całej kampanii panowała obawa, że nawiązywanie do rasy może zaszkodzić kandydaturze Obamy. W przeszłości czarni politycy, którzy to czynili, tacy jak starający się o nominację demokratyczną Jesse Jackson, nie byli w stanie znaleźć szerszego poparcia poza czarnym elektoratem.
[b]Rasa okazała się tym razem mało ważna? [/b]
Jest ważna, ale w innym aspekcie. Zamiast przeszkadzać Obamie, bardziej mu pomagała. Już w prawyborach w Iowa było widać, że na największe poparcie może liczyć nie wśród czarnych wyborców, ale wśród wysokowykwalifikowanych, wykształconych białych. Ci ludzie zawsze byli antyrasistami i czerpią dodatkową satysfakcję z tego, że mogą pokazać reszcie Ameryki, całemu światu, iż czarny Amerykanin może zostać prezydentem USA. Gdyby Obama był biały, prawdopodobnie nie zostałby nawet kandydatem, nie mówiąc już o szansach na prezydenturę. Oczywiście w niektórych sytuacjach rasa jest dla Obamy obciążeniem, tak jak w przypadku tej części elektoratu, która ma bardziej lub mniej świadome uprzedzenia rasowe. Sondaże wskazują, że takich ludzi jest co najmniej 6-7 procent, ale znacznie większy odsetek wyborców popiera Obamę właśnie ze względu na kolor skóry.
[b]Czy byłoby tak samo, gdyby Obama był bardziej typowym czarnym kandydatem? Przecież jego wychowywała biała matka i biali dziadkowie. [/b]