Kto posiada na koncie lub w postaci nieruchomości 750 tys. euro, powinien oddać państwu 2 procent z tej sumy na okres piętnastu lat w zamian za maksymalnie 2,5 procentu odsetek rocznie – proponuje całkiem serio Thorsten Schäfer–Gümbel z heskiej SPD. W styczniu odbędą się tam wybory do lokalnego parlamentu i SPD zamierza je wygrać głosami biedniejszej części społeczeństwa. – Przymusowe pożyczki byłyby doskonałym instrumentem szybkiego zdobycia pieniędzy w celu przezwyciężenia kryzysu – powiedział Schäfer-Gümbel „Bild Zeitung”. Liczy na 50 mld euro. Ekonomiści wybuchają śmiechem, słysząc takie propozycje, ale czego się nie robi, aby zdobyć głosy wyborców. SPD od dawna nie ma dobrej passy, a za dziewięć miesięcy Niemcy wybierać będą nowy Bundestag. Na tę okazję lewica ma w zanadrzu jeszcze jeden pomysł.
– Dajmy wszystkim obywatelom bony konsumpcyjne wartości 500 euro, aby ruszyli do sklepów i rozruszali gospodarkę – mówi Andrea Nahles, wiceszefowa SPD. Każdy musiałby jednak dopłacić do takiego bonu 200 własnych euro. Miliardy wydane na nowe lodówki, telewizory czy nawet samochody miałyby wyciągnąć Niemcy ze spodziewanej zapaści gospodarczej. – Bzdura na kółkach – odpowiadają eksperci, udowadniając, że z takiego rozwiązania ucieszą się Japończycy czy Chińczycy, skąd pochodzi ogromna ilość sprzedawanych w Niemczech towarów.
Poza tym Niemcy nie odczuwają jeszcze skutków kryzysu i w przedświąteczne dni tłoczą się w sklepach, wydając więcej niż w poprzednich latach. Nie cieszy to zbytnio postkomunistów z Partii Lewicy, która od dawna żąda dodatkowych podatków dla milionerów i koncernów. Kandydat lewicy na prezydenta Peter Sodann zasłynął nawet propozycją aresztowania szefa Deutsche Banku Josefa Ackermanna – który nie tylko jest nieprzyzwoicie bogaty, bo zarabia kilkanaście milionów rocznie, ale i przyczynił się do kryzysu.
– Większość społeczeństwa skarży się w sondażach na brak sprawiedliwości społecznej definiowanej coraz częściej jako różnice w dochodach i posiadanym majątku – tłumaczy czołowy niemiecki socjolog Paul Nolte. Związki zawodowe zwracają od dawna uwagę na coraz większą przepaść pomiędzy dochodami zwykłych obywateli a klasy posiadaczy czy menedżerów wielkich koncernów. Ze statystyk wynika, iż w Niemczech mieszka obecnie 826 tys. osób posiadających majątki o wartości 750 tys. euro. W całej Europie takim majątkiem dysponuje ponad 10 milionów osób.
Przeciętna niemiecka rodzina ma majątek o wartości nieco ponad 40 tys. euro. Sęk w tym jednak, że dwie trzecie Niemców nie ma praktycznie żadnego majątku, podczas gdy 10 procent najbogatszych obywateli ma prawie dwie trzecie. „W Niemczech kurczy się klasa średnia” – czytamy w jednym z raportów Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (DIW). Są to ludzie o dochodach powyżej średniej (około 2,5 tys. euro miesięcznie). Spadają też płace realne i wraz z tym rośnie niezadowolenie społeczne.