– Chciałbym, by startował w wyborach na prezydenta USA. Chciałbym go zobaczyć w Białym Domu. Bycie prezydentem USA to służenie najwspanialszemu kraju na świecie. To wielki honor. Myślę, że Jeb idealnie pasuje do tej roli – oświadczył 41. prezydent USA. Jego zdaniem za kilka lat Ameryka będzie gotowa na kolejnego prezydenta z klanu Bushów.
– Teraz jest na to jeszcze trochę za wcześnie. Amerykanie mają dość Bushów. W 2012 roku sytuacja będzie jednak zupełnie inna – utrzymuje Bush senior, który piastował urząd prezydenta od 1989 do 1993 roku.
W tym czasie Jeb powinien sobie poszukać innego zadania. Na przykład jako senator stanu Florydy. – Jeśli Jeb chce startować w wyborach do Senatu, to powinien to zrobić. Byłby wyjątkowym senatorem. On jest naprawdę wrażliwy na problemy ludzi. Nie tylko na Florydzie, ale w całym kraju. Powinien pozostać w polityce – chwalił syna Bush.
John Ellis „Jeb” Bush ma 55 lat. W styczniu 2007 roku zakończył karierę jako gubernator Florydy. Był bardzo popularny. Jako pierwszy republikanin w historii stanu został wybrany na drugą kadencję. Choć obecny prezydent USA George W. Bush wielokrotnie podkreślał, że jego brat byłby znakomitym przywódcą kraju, Jeb nie zdecydował się na start w wyścigu do Białego Domu w 2008 roku. Kwestię udziału w kolejnych wyborach pozostawił otwartą. Wielokrotnie wspominał jednak, że zamierza walczyć o zwalniający się fotel senatorski republikanina Mela Martineza na Florydzie, który w 2010 roku odchodzi na emeryturę. Pogłoski o tym, że Jeb zamierza zostać prezydentem USA, krążą od dawna. Eksperci nazywają go często »mądrzejszym z braci Bushów«. Ich zdaniem to on powinien był zostać 43. prezydentem USA, a nie starszy o siedem lat George. Choć jest on najbardziej konserwatywnym politykiem z klanu Bushów, ma opinię pragmatyka oraz niezwykle zręcznego zarządcy.
W 1994 roku Jeb i George startowali w wyborach na gubernatorów – Jeb na Florydzie, George w Teksasie. Jeb był faworytem, ale przegrał. George'owi dawano mniejsze szanse – jednak wygrał. Dzięki temu starszy z braci wystartował w kampanii prezydenckiej w 2000 roku i został jednym z najmniej popularnych prezydentów USA.